Jako 14-sto czy 15-sto letni chłopiec lubiłem robić wszystko czego nie wolno mi było robić. Ojciec mówił: "synek nie pij", a syn pił; "nie baw się ogniem", synek podpalał łąki, a że podpalanie mu się spodobało to inna sprawa. Rzadko robiłem też rzeczy, które mi doradzał, "szanuj ludzi i nie pal za sobą mostów". Zafascynowanie na poziomie materii, odrodziło się w formie dziwnej idei.
Kiedyś narzekałem na brak kolegów. Woleli się bawić z innymi, odrzucając moje podania z prośbami o dołączenie do zamkniętej grupy, którą zwać można by "klubem gier i zabaw zespołowych". Jako dzieciak, nie do końca rozwinięty poprawnie, nie przejmowałem się tym.
Przyszedł czas gimnazjum, a ja doszedłem do cudownego wniosku, "nie spoufalać się z ludźmi, którzy nie chcą się z tobą znać". Na takim zamyśle przeżyłem 3 lata edukacji, pośród patologii, głupoty, ignorancji i całej reszty schorzeń z którymi borykają się między innymi więźniowie czy pacjenci w zakładzie psychiatrycznym. Trochę koloryzuję, jednak patrząc na przestrzeni lat, 1/2 skończyła na studiach.
Potem już poszło z górki. Garstka znajomych, która wiedziała czym jest twierdzenie Pitagorasa i gdzie leżą Niemcy trafiła do tej samej szkoły co ja, a nawet do tej samej klasy. Tutaj już nie mogłem narzekać na brak znajomych, wręcz przeciwnie.
Dochodzimy do sedna sprawy, miałem wtedy 16 lat, a piromancja ujawniła się w innej postaci, zacząłem "palić za sobą mosty". Niektórych obrażałem, większość ignorowałem, odrzucałem od siebie znajomości i kontakty z innymi ludźmi, zupełnie jak bym prowadził jakiś program i sprawdzał którzy najwięcej wytrzymają. Oczywiście nie robiłem tego w sposób dosłowny, nie naplułem nikomu w oczy, ani nie pobiłem, wolałem stosować sarkazm i ironię, bardziej mnie satysfakcjonowały.
Minął czas liceum, ludzie się do mnie przekonali i poznali się na mnie, dowiedziałem się którą dziewczynę kocham i jak wiele dla mnie znaczy, przejechałem się na innej dziewczynie, jak i na niektórych znajomych. Przez ten cały czas, zapomniałem tylko o słowach ojca, dobrej radzie, którą powtarzał mi jak mantrę "szanuj ludzi i nie pal za sobą mostów". Dopiero dziś wiem czemu ludzie nie chcą ze mną utrzymywać kontaktów, dopiero kac dzieciństwa powoli mi przechodzi, bardzo powoli...
"Nie docenisz póki nie stracisz, tak jest zawsze". Tak jest zawsze.