Tak, niby wszystko mam. Lecz nie mam tego, czego tak na prawdę potrzebuję. A to, co już mam, powoli zamienia się w pył. Umiem wesprzeć innych, lecz sama sobie pomóc nie potrafię i wątpię by ktokolwiek umiał, bo wszystkich od siebie odpycham. Odpycham, bo udaję, że jest dobrze, że nic się nie dzieję, że każdy dzień jest radosny, że zawsze znajdzie się coś, czym warto się cieszyć. Udaję, jak zwykle, wkładam maskę jak zwykle. Chociaż tak bardzo tego chcę maska przywarła do mnie niczym sklejona klejem. Nic już się nie da zrobić, a może da tylko ja nie chcę?! Może tak właśnie jest. Ale boję się. Boję się każdego dnia, bo każdego dnia coś tracę, kogoś tracę i to tylko i wyłącznie z mojej winy, z mojej egocentrycznej, egoistycznej winy. Potrzebuję dobrego acetonu, wody i mydła by robiąc mieszankę, wreszcie odkleić tę fantastyczną minę, którą powinnam dawno temu zdjąć.