Taki przyczajony Debiś :)
Ho ho, dziś to dopiero były atrakcje. Poza takimi już można chyba powiedzieć rutynowymi dla nas zajęciami, jak mierzenie ciśnień, cukru czy wożenie na rentgeny i te inne, był dzisiaj blok operacyjny. Choć mało co by nam nie pozwolono wejść, bo wczoraj jakieś lamusy pomdlały i nikt nie chciał utrudnień na sali. Wpuszczono nas jednak, z zastrzeżeniem, że jak ktoś zemdleje i poleci, to tak będzie leżał xd Ale ogólnie przełomowe przeżycie, pierwszy raz zobaczyłam operacje "od kuchni". Normalnie kazali nam przejść przez śluzę i od stóp do głów odziać się jak chirurg. Jak się zobaczyłam w lustrze w całym tym stroju, z czepkiem na głowie i maską na pyszczku, to się ledwo poznałam. I sama musiałam sobie znaleźć odpowiednią operację, bo nikt się nami nie będzie zajmował i nas szukał. Widziałam na żywo trepanację czaszki i operację przepukliny. Czad. Taka okazja mogłaby się już nigdy nie nadarzyć. W przyszłym tygodniu może też uda się wkręcić znów na blok, ale nigdy nie wiadomo. Ważne, że dobrze toleruję takie drastyczne widoki, w zasadzie bez żadnych odruchów typu mdlenie czy rzyganie, a nawet bez obrzydzenia, więc może faktycznie nadam się na lekarza.
No i nareszcie weekend <3 Do szpitala ani jutro, ani pojutrze. Już połowa praktyk szpitalnych za mną, teraz będzie już z górki.
"Szczęście jest wtedy, kiedy nie musisz nastawiać budzika na następny dzień" :D