wydaje mi się, że tworzę coś dobrego, że walcze z obojętnością.
jednak w imię czego są te wszystkie poświęcenia?
nie da się uratować wszystkiego, ale przyjaźń i miłość chyba warto?
teraz mogę albo nie poddać się i z takim samym zapałem i cierpliwością kontynować
spełnianie moich ambicji lub olać to wszystko i może bez pozytywnych ocen, jednak spróbować siebie odnaleźć.
'co jeśli to nagle zniknie..
strasznie przeraża mnie ta myśl,
a miałam się odzwyczajać.. dla jego dobra,
a nie mogę, chciałabym, żeby był zawsze..'
mimo tego całego gówna.. jest pewna rzecz, która rozpędza czarne chmurzyska-
pete pete pete pete pete! <3