23.34 wlasciwie to 35..
ze tez jeszcze wysililam sie zeby sie chociaz do tego zdjecia usmiechac... i teraz tak patrze i sie zastanawiam.. z czego sie cieszysz glupia? analizuje swoje zycie powoli i zastanaiwam sie gdzie sie zgubilam?
w ktorym momencie to sie stalo...
czy to wszystko nie moglo by byc prostrze? bezstresowo, tak po prostu byc i zyc?
jak by nie bylo to i tak zle, choc troszke lepiej, to nowe problemy dochodza jak zlikwiduje sie poprzednie.
i ta ciagla niepewnosc, poczucie ze jestes tak naprawde nikim, choc kiedys wygrales/as ta bitwe o zycie.
eh.
praca dupa
zycie osobiste dupa...
czasami to odechciewa mi sie.
kiedy w koncu bede miala taki constans? ze wszytko bedzie ok, na poziomie, kiedy bede czula ze ktos mnie docenia, kiedy bede czula ze czuje sie szczesliwa? tak po prostu, przez moment chociaz.
duzo sie we mnie zmienilo.
byl czas gdzies w polowie liceum, kiedy czuklam sie po prostu dobrze. We wszytkich aspektach zycia chyba. i w pewnym momencie tak jakby ktos mi to wszystko odgrodzil.
8 miesiecy depresji, przez czlowieka ktory w ogole nie byl tego wart, potem walka 3 lata o to by znow z nim byc... a na sam koniec gorzkie rozczarowanie ta osoba...
To chyba wlasnie w tamtym momecie gdzies zaczelo wszystko isc nie w ta strone co powinno. Nie to zebym zrzucala wine, na jakiegos kretyna, w ktorym bylam slepo zakochana, bo w koncu to byal moja glupota i moja wina, ze w ogole dopucilam do siebie takie uczucie i pozniejszy stan emocjonalny...
mowie tylko ze gdzies w tym okresie zaczelo wszystko leciec na leb, na szyje.
Osiagniecia... kilka chyba mam z ktorych moge byc dumna, ale teraz jest wiecje osob ktore sa na tym samym poziomie, a nawet mnie przewyzszaja niz sa za mna w tyle...
Tak.. glowa do gory, patrz w przyszlosc, znajdz dobre strony, czasu cofnac sie nie da.. ja to wszystko wiem. Wiec dlaczego ciagle jest nie tka jak byc powinno? Choc sie staram...