pracuję na nocną zmianę trzymając niebo,
żeby nie spadło nam na głowy.
ty na dzień,
od 800 do 2100.
robota nisko płatna i trudna,
bo niebo ciężkie i przytłaczające.
ale przecież i od kopania rowów i od trzymania nieba muszą być ludzie.
weekendy na szczęście wolne.
wtedy nad ranem śnię o stu mostach na szerokim potoku słów,
o lecie, którego nie było i o zadrze w oku.
budzi mnie ostry promień słońca i lato jest za oknem,
tylko że zupełnie inne niż to ze snu.
zadra w oku siedzi nadal.
tylko mostów nigdzie nie ma,
jedynie potok słów płynący przez moją głowę.