Któregoś dnia wybraliśmy się do parku. Była piękna słoneczna pogoda, a my przysiedliśmy sobie na ławeczce. Czas spokojnie mijał, a my cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Jeden z liści spadł mi na kurtkę. Uśmiechnęłiśmy się do siebie, a że Kochany miał dobry humor chciał liścia włożyć mi za ucho. Ja wolałam jednak coś innego zrobić z tym liściem i tak właśnie wylądował pod grzywką Avtandillka.