Jest kilka słów, które jak słyszę to mi się źle robi, bierze mnie na wymioty niczym po bułkach kebabowych. I tak kilka przytoczę: impra, ludziska pogaduchy, wkurwia wkurza mnie słowo "drożdżówka", ale ciężko mi powiedzieć dlaczego. Domówka, parapetówa. I jeszcze odnośnie imion, to takie jakieś kulfony słowotwórcze irytujące są: Martucha, Marciak, Gosiek, Asiek, Kasiek.
Oczywiście nie lubię wszelakiego rodzaju zdrobnień, typu: nuzia, łapka, domek, lapek, samochodzik, autko, rąsia, obiadek - ale to zbyt oczywiste przecież.
Akceptuję zdrobnienie "cipeczka", w odniesieniu do chłopca bez charakteru i takiej werwy typowej dla maczo. Rzecz jasna zdrobnienie "Tomeczek" jest jak najbardziej akeptowalne.
Denerwuje mnie też szkolna nomenklatura, tudzież żargon, bo ja generalnie za szkołą nie przepadam:kartkówa, infa, niemiec, lejby etc. etc.
I jeszcze irytującym jest zwrot "kocie" w stosunku do swojego partnera czy partnerki w związku heteroseksualnym, już nie wspominając o związkach homoseksualnych, bo wtedy to już w ogóle zwrot ten irytującym się staje olaboga wielce! Jeśli już zwracacie się do siebie "kocie" (i jeszcze z taką gejowską manierą w głosie, akcentując głoskę "ć") to czemu nie "psie"? A jeszcze lepiej - suko. No właśnie! Ciekaw jestem, kto zdobyłby się na taką odwagę.
PS. Jak sikacie do pisuaru, bądź innego sedesu i trzymacie swój "sprzęt", to czy po robocie myjecie całą rękę czy tez tylko poszczególe palce ? Ot, taka refeksja mi się nasunęła po ostatniej notce o czytaniu w kiblu (:
PS2. Lubie przecytronowioną (znaczy, że za dużo) herbatę.