Zawsze tu wracam, kiedy dzieje sie cos "niedobrego"; cos z czym nie do konca moge sobie poradzic. Cos co przenosze w zebach z kata w kat i staram sie upchac najglebiej jak potrafie, jednak na jak dlugo? Ja juz wiem... Ja juz czuje, ze kiedy zaczynam sluchac Goo Goo Dollsów i jednej, jedynej piosenki Green Daya to znaczy, ze "miarka sie przebiera". Powoli, bo powoli, jednak sie przebiera. Nie moge wytrzymac sama ze soba, a co dopiero z innymi. Leze w lozku i mam taka "kulke" w gardle, ze modle sie, zeby nikt tutaj nie wszedl... Wtedy kulka zacznie sie skraplac, a ja zrobie na kims i na sobie paralizujace wrazenie. Doslownie, bo jak komus pomoc w skraplaniu sie?
Czuje sie samotna. Mimo tylu ludzi wokol, czuje sie CHOLERNIE samotna, a to slowo przeciez zawiera tyle malych, malutkich odnosnikow. Samotna?... Ze co? Ze co niby zawiera? Ktos mi kiedys powiedzial, ze milosc to czuwanie nad cudza samotnoscia.
I tutaj urwe... I wroce do Goo Goo Dollsow i do czekania