Mam juz sobie wszystko za złe...
To że nie potrafi okazywac bólu, który we mnie siedzi..
Wszyscy moi znajomi zazdroszczą mi tego że jestem ciągle uśmiechnięta i pełana energii...
Tyle że wcale tak nie jeste... Poprostu nie potrafi pokazywać swojego smutku innym... Nie potrafie, bądź nie chce..
Ale wystarczy że jesyem gdzieś sama, a zaraz uśmiech chowa sie gdzieś w kieszeni...
Nie potrafie byc szczęśliwa z tym co we mnie siedzi...
Wiem że ta miłośc przejdzie, ale nie potrafie przestac o tym mysleć i marzyć..
Sory...
Wkurza mnie podejście ludi do mnie..
Twierdzą że jak w towarzystwie mam uśmiech na twarzy, to niczego nie kryje w sobie i nie mam z czego sie żalić, chcieć pomocy...
A ich to mam słuchac 24 godziny na dobe... Ja rozumiem że słucham swoich przyajciół od serca, ale osoby z którymi mam tak słaby kontakt, a wysłuchuje ich żali, radze im, a szczerze gówno mam..
Nic nie jast za darmo...
Ja sobie z własnymi problemami, uczuciami, myslami, marzeniami nie radze, a jeszcze mam sobie radzić z tym wszystkim należącym do kogoś innego który ma mało ze mną wspólnego...
Nie dziękuje, ale mam dosyć robienia za uczuciowy Caritas...