po wczorajszym dniu w Amsterdamie stwierdzam, ze koncze z zamykaniem sie w domu.
to ze sie pomylilam co do wielu osob, bo myslalam ze to moi koledzy/kolezanki a jak przyszlo co do czego to maja na mnie wyjebane - nie znaczy ze mam odcinac sie od ludzi.
tzn mam-ale tylko od polakow. a dokladnie polakow w holandii, i tych z polski ktorzy nie probuja utrzymac ze mna kontaktu.
ostatnie tygodnie minely mi na tym ze plakalam co noc. kurewsko potrzebowalam gdzies wyjsc, zaszalec. i nie w sensie wyjsc zeby sie najebac tylko zwyczajnie odreagowac codziennosc.
i oczywiscie slyszalam, ze "no pojdziemy pojdziemy" ale na gadaniu sie skonczylo. skonczylo sie w ogole.
zawsze to ja musze pierwsza starac sie o kontakt. zaczeli sie nowi znajomi, nowe zwiazki wiec na mnie jest wyjebka.
no i takie fajne podejscie- "he he masz depresje aha"
fajnie ze depresja jest powodem do zartowm a np cukrzyca juz nie. huj ze jedno i drugie to choroby.
ale skoro nie mam na kogo liczyc, skoro zostalam zostawiona sama sobie to
po 1. nie potrzebuje niczyje łaski, nie bede sie ponizac i o nic prosic. bo jak ktos mam mi pomagac, czy spotykac sie ze mna a nawet nie ukrywa tego, ze chce zebym sobie jak najszybciej poszla to pierdole takie cos
po 2. na mnie niech tez nikt nie liczy.
po 3. w Holandii nie mam przyjaciol. mam znajomych. i niech ta znajomosc ograniczy sie do niezbednego kontaktu. no moze jedna, maxmalnie dwie kolezanki, na ktore ewentualnie moge liczyc w drobnej pomocy, i ktore o ile bede miec taki kaprys moge w czyms drobnym liczyc na mnie.
po 4. jedynymi ludzmi dla ktorych tu jestem sa Holendrzy. bo juz bylo sto sytacji kiedy potrzebowala czegos w robociie-pomogl mi holender. mialam problemy- moglam pisac o tym z holendrami na necie. i co dziwne, potrafili po tygodniach dopytac sie jak sie moje sprawy rozwiazaly, probowac mi pomoc. kiedy siedzialam mega smutna na kantynie- kto podchodzil- no oczywiscie Holendrzy, i to bardzo czesto tacy co nigdy z nimi nie pracowalam. to oni (mimo ze to bylo mega iytujace) pytali czy wszystko w porzadku, czemu jestm smutna, czy mozna mi pomoc.
tyle w temacie
i niestety jeszcze jakis czas bedziemy zyc w tej ciemnocie, gdzie chorobami fizycznymi ludzie sie przejmuja a psychicznych nie biora na powaznie albo uznaja za ok, zeby sie z tego podsmiac. nie ogarne tego nigdy, no ale coz. albo niektorzy nie pojda do psychologa/psychiatry, bo wstyd, bo co ludzie pomysla -,-