ludzie mnie zaskakuja swoja glupota. bo nie wiem jak to nazwac.
wczoraj typiara rzucila do mnie tekstem jak to ja mam przejebane, ze jestem singielka.
od czego sie zaczelo? od tego ze powiedzialam, ze nie oplaca mi sie kupic 1 kg ziemi, jak chce sobie zasadzic jeden kwiatek w doniczce. no wasnie to bylo dla niej bodzcem zeby taki komentarz rzucic. oczywiscie z takim charakterystycznym politowaniem, i westchnieciem
huj wi co ma wspolnego kg ziemi i to ze nie mam samca ale spoko.
ale widocznie posiadanie faceta stalo sie jakims priorytetem. i juz wiem nikt nie zrozumie, ze ja sie w kazdym zwiazku meczylam. meczylo mnie ograniczenie mojej wolnosci. kazdy bedzie pierdolil ze "no rozumiem twoja decyzje" ale kazdy i tak patrzy na mnie politowaniem. no bo przeciez ja mam faceta, i ja z moim Zenkiem to, ja tamto. i och ach jak nam dobrze.
rzygam ta wasza miloscia.
rzygam tym na co patrze z boku.
na tych ludzi w rozowych okularach, ktorzy nie widza w partnerze zadnych wad. albo widza, ale gadaja o nim/niej ze jest idealna, zeby podkreslic jakie to ja mam szczescie w zyciu.
te wszystkie laski co podniecaja sie byle gównem,i och i ach jaki to jest wsanialy.
a ja za duzo znam par gdzie pozornie bylo idealnie, a potem sie okazywalo ze naprawde jest calkiem innaczej, tylko oczywiscie trzeba stwarzac pozory.
no i skoro tacy sa w tych swoich zwiazkach szczesliwi, to skad biora energie zeby mnie disowac?
ojeny chyba sie kurwa potne, jestem sama nikt mnie nie chce.
a nie sorry, desperatow ktorzy mnie chca nie brakuje, tylko ja nie bede zmieniac sie tylko dlatego ze wymaga tego ode mnie spoleczenstwo.
musze sie odgrodzic od ludzi,.
niech kazdy zyje wlasnym zyciem
.