wczorajszy dzien byl straszny. przyslali nam do firmy kilku holendrow na inwentaryzacje. naszym zadaniem bylo wybrac sobie jednego i chodzic pokazywac mu gdzie jest dana lokacja (bo widocznie dla nich za trudne jest to ze rajka 56 jest za rajką 55 a lokacja 302 jest przed lokacja 407 ale coz) i trafilam na najwiekszego uloma jaki moze istniec. spoznil sie 30 minut. ide z nim na pietro, pokazuje lokacje a ten do mnie "a co ja mam robic" no to mu mowie ze masz liczyc, a on ani skanera ani nic. musialam z nim zejsc na parter, ich kierownik musial mu tlumaczyc co i jak po holendersku. wracamy na pietro w lokaacji 3 produkty a ten skanuje kod z jednego i wpisuje 3. oczywiscie wyskoczylo mu ze błąd a on "aaaa to kazdy produkt osobno trzeba tak?" nie kurwa nie trzeba. oczywiscie po 30 minutach juz marudzil ze jest glodny. pozniej po godzinie zmeczony to mowie ze mozesz isc do domu jak ci sie nie podoba a ten do mnie ze nie moze bo na alkohol musi zarobic. i marudzil ze nie po to skonczyl studia zeby ubrania liczyc. biedak jeszcze widac zycia nie poznal..i caly czas jakies durne zagadywania gdzie chodze do pubow, jak weekendy spedzam itd. i jakies idiotyczne szturchniecia , podszczypywanie i inne zaczepki. na poczatku jeszcze mi to az tak bardzo nie przeszkadzalo. ale pozniej mnie juz wkurwil maxymalnie. wyskoczyl mu jakis bląd wiec mowie ze trzeba znalezc tego jego szefa i to zglosic. i pytam czy wie gdzie on moze byc a ten kretyn do mnie ze mam mu nie zadawac pytan. i ze on nie jest od tego zeby go szukac tylko od tego zeby liczyc. i ze sam dla siebie jest szefem. no to sie wkurwilam poszlam do teamlidera mojego. ten na szczescie ogarniety i go opierdolil. wrocilismy na lokacje, oczywiscie jebnął focha na mnie. i biedny mial 20 produktoew i nie wiedzial jak sie za to zabrac wiec mi to na chama wciska do rak, a ze mnie wkurwil to rzucialm to wszystko na podloge, on taki zdzwiony a ja mowie: ja nie jestem od tego zeby ci produkty trzymac tylko od tego zeby ci lokacje pokazywac. sam mowiles ze od liczenia jestes ty.
cale szczescie ze po 4 godzinach sobie pojechali....
a ja do konca dnia chodzilam z przyklejona do koszulki karteczką "kill me" hahhahahaha oczywiscie tylko Najbrzydszy sie zlitowal. fajnie to musialo wygladac jak wyciągnelam nadgarstwi w jego strone a on udawal ze mi zyly podcina.
ale ogolnie lubie holendrów ;p