pierwsze dwa dni tego tyg za mna..
uff?..
teoretycznie pomijajac natłok rzeczy do zrobienia na reszte dni..
tesknie.. eh.. kurde..
ale ty nie chcesz rozumiec.
ty siedzisz o tam.. w sumie dobrze-ucz sie.
wkurza mnie to..
jebani studenci..
chieć dostać się..
a potem? potem jakoś to chyba bedzie.
chce długie weekendy kubek cieplej herbaty i jakoś że tak powiem brak zmartwień.. da sie?...
ponoć szczęście jest wtedy kiedy juz nie ma sie problemow..
szkola jest problemem?
teoretycznie przygotowywuje mnie do spełnienia marzeń.. mam nadzieje.. (!!)
jesli osiągną to co kiedyś sobie postanowiłam to..
w sumie nigdy moje scenariusze nie wychodzą.. nie spełniają się.. nie są zrealizowane..
smutne? nie wiem czy brać to pod uwagę..
przecież, jeśli się czegoś chce to się to poprostu osiąga..
kochane moje niezdecydowanie!
moja hipokryzjo wcielona w ciało cię nie ogarniające!
bez ciebie życie byłoby porstrze!
a ja? ja byłabym - zdecydowana!
ha!
bez maski, bez udawania, że jestem osobą silniejszą
niż w rzeczywistości..
gra maski, pozory.. hm..
wkońcu trzeba sobie z tym dać radę..
kochana moja hipokryzjo!
wcielone w ciało niezdecydowanie..
wena.. chwila.. emocje.. a nie relacjonowanie tego co się działo.. brakowało mi tego!