Zdjęcie: ja, lubartowska.
***
Leżę. Na kocu leżą moje ręcę, a nad nimi unoszą się moje sny. Niebo jest zasłonięte chmurami, podobnymi do grubych popielatych zasłon. A ja nadal leżę i trochę śpię. Tylko trochę. Co chwilę budzę się zalana gorącem, a moje serce dobija się do głowy. Tylko po to, żeby uciec sprzed drzwi, gdy chcę mu otworzyć. I wtedy zanosi się śmiechem, szyderczym, to raczej za mało powiedziane. W mojej głowie pętlą się myśli. Jak chrabąszcze wokół zapalonej lampy letnim, ciepłym wieczorem. Nie cierpię tych myśli, a wyłącznik jest zbyt daleko, żebym była w stanie podejść i zgasić światło. Jestem totalnie rozsypana. Nic nie łączy się w jakąkolwiek całość. Boję się. Nie wiem czy wyjdę z domu na prostych nogach i przejdę po ogniu nie parząc sobie stóp. Nie wiem czy droga przede mną jest zapalona, czy spala się za mną. Nie wiem jak dzisiaj pachnie powietrze.. Ale co jest najgorsze to to, że wiem, iż sama jest sobie winna. Jestem inna niż powinnam ...