Ż Y G A M R E M O N T E M.
A także siedzeniem w domu i pilnowaniem roboli.
I nie jestem pewna jak sie pisze "żygi". Nie uczą tego na polskim.
------------------------------------------
Krzyczałam, wołałam, błagałam. Nawet chciałam mu dać mojego Tymbarka(właściwie to Tymbark był Mary, ale to nie jest tu istotne). Poniżyłam się, a on pozostał zimny jak plastik. Był taki wyniosły, wręcz monumentalnie poważny, a z całej jego sylwetki emanowały spokój i powaga. Przesadził aż ze swoją dumą i patrząc na jego nieczułą twarz można było odnieść wrażenie, że ma się przed sobą martwą figurę, a nie żywego Ciastka. Ciastka, który wraz z innymi postaciami ze Shreka okupował stolicę swoimi plakatami, figurkami i innymi bzdetami wciskającymi nam sie codzień do oczu niczym muszki między zęby motocyklisty. Ciastka, który górując nad chodnikiem gdzieś przy dworcu umilał/utandetniał podróżnym drogę na dworzec i sprawiał, że wspominali oni potem Warszawę z uśmiechem/niesmakiem na twarzy. Ciastka, który jednak pozostał tak nieczuły wobec mnie...
Nie wiem, czy specjalnie zbył mnie milczeniem, czy też jego plastikowe kowadełko, młoteczek, ślimak, czy co to tam jeszcze ciastka w uszach mają, nie wytrzymały próby mojego dźwięcznego (aż do bólu) głosu. Nie odezwał się jednak ani słowem...
Nie mając czego więcej szukać w tym ponurym miejscu, gdzie każda kostka brukowa i każdy śmieć na ulicy przypominały mi o nim, powróciłam tam, skąd przyjechałam. Pozostało mi po nim tylko wspomnienie i butelka pomarańczowo-jabłkowego Tymbarku, który wciąż fermentuje schowany głęboko na dnie mojej szafy...
No niech mi ktoś powie że nie jestem nienormalna:[smiech]
Odwala mi od tego siedzenia w domu...
P.S. Z Tymbarkiem to taka ficja literacka. To znaczy istniał, i owszem, co widać dokładnie na zdjęciu, ale nie fermentuje u mnie w szafie , tylko dawno został wypity przez Mary. Ale tak było bardziej dramatycznie:D