Tak sobie myślę, że w tym swiecie nie mam już o czym myśleć. Wszystko jest banalnie proste, kiedy przestaje się w to ingerować. A niech się dzieje. Raz przyśniło mi się, że samo może się zapędzić trochę za daleko. Ale wtedy dopiero będę się martwić. Może już okaże się, że znów nie ma o co. Na dobrą sprawę, tylko jeśli mamy szczęście i za boską sprawą (boską? no może być Twoją własną) znajdziemy się idealnie w złotym środku - tylko wtedy możemy coś zdzialać. Jak nie, przechylamy równię i wszystko się pieprzy, albo na Twój uparty, tępy łeb, albo w koło i tez jest źle. Z drugiej strony coś we mnie wyblakło, coś się obudziło i drapie, żeby się wydostać. Ta gorsza część jest moim najlepszym przyjacielem. Sama sobie, wyrzeka się ktoś skrzydeł i ktoś spada, ktoś depcze, ktoś umiera. Absurdalne bełkoty do publiki, bo w sumie takie przyjmują się najlepiej. Ćwiczę przemowy z podium, bo coś mi się zdaje, że mam zadatki na władcę. Zbuduję własne imperium mrówek, wysadzę je wszystkie w powietrze i poczuję się spełnionym człowiekiem. Myślę, że fajnie by wyglądały morza w kolorze purpury. I niebo. I słońce. Wszystko zaleje się purpurą, ziemia będzie czarna. Biblia jest trochę idiotyczna, ale diabeł nadaje się do reklamy. Aż żal, że nie idzie zliczyć wszystkich naszych problemów. No ale, w górę szkło!
Dobrze w tym wszystkim znaleźć coś dobrego. I ja znalazłam. A ponoć nie ma pytań bez odpowiedzi, więc: co w Tobie jest dobrego?