Tak, od kilku dni, może nawet tygodni, jestem pusta tam w środku. Nie ma we mnie żadnych uczuć. Od czasu do czasu pojawi się tam trochę gniewu i zawiści, aby znów po jakimś czasie zagościła obojętność. Może to dobrze, a może źle, nie wiem. Tak czy inaczej nie mam siły niczego z tym robić, niech tak zostanie, jakoś nie czuję się na tyle mocna, żeby się tym przejmować. Przynajmniej narazie.
Od wtorku męczy mnie cholernie dotkliwa migrena. Przywitałam się po raz kolejny z moimi jedynymi przyjaciółmi, na których, jak dotąd, zawsze mogłam liczyć - pigółki, co niby zwalczają ból. Heh, chyba i one się ode mnie odwróciły, jak wszyscy po kolei, bo niestety nie przynoszą ulgi. No cóż, taka jest cena, jaką przychodzi płacić, jeśli w czyjeś życie wpisane jest nieustanne ranienie innych dookoła.
6 dni wolnego. Co ja będę robiła przez tak długi czas, do cholery?
Pustka - we mnie i dookoła mnie. Tak chyba musi być. Powoli się przyzwyczajam.