Jak widac mamy juz listopad. Prawie wszytskie liscie spadly. Jestem juz drugi miesiac po operacji. Najchetniej poszlabym na jakies spotkanie z osobami w ,,mojej sytuacji".
Na dzien dzisiejszy nie widze wyjscia z sytuacji. Nie czarujmy sie finanse ograniczaja i czas. Czas na wszytskie dojazdy a nie moge brac co chwile wolnego w pracy... i czas ogolnie. Z kadzym miesiacem niepowodzen czuje, ze sie starzeje. Kazdy miesiac bez placzu, balaganu, dodatkowych mebli w donu czy chociaz specjalnej ksiazeczki jest przytlaczajacy nawet jak sie o tym nie mysli.
Blagam nie chce kolejnych pustych swiat, ale cudu w piec minut nie bedzie, bo niby czemu mialby byc. Naprawde zaslugujemy na szczescie. Nawet nie potrafie sobie wyobrazic reakcji meza. Pewnie by pomyslal, ze zartuje chociaz z takich rzeczy nie wolno.
Truje sie nadal metfirmina, grzecznie od kilku lat codziennie lykam kwas.
Czuje ze chyba zbliza sie @. Dobre i to.