Jestem zmęczona. Swoim życiem, byciem sobą w tym życiu. Jestem zmęczona swoim charakterem, swoim pokojem, muzyką która leci z mojego odtwarzacza. Potzrebuję wycieczki. Dalekiej, ale krótkiej wycieczki. Małej- dla innych nic nie znaczącej podróży. Taki trip. Potrzebuję, by pojąć jak wiele szczęścia mnie w życiu spotkało.
Mam obie nogi, obie ręcę. Mam włosy i wszystkie części ciała są na swoim miejscu. Umiem mówić, pisac i czytać. Mam gdzie mieszkać, a na dodatek mam włansy pokój. Mam rodzinę, mam przyjaciół. Mam jedzenie w lodówce i ubrania w szafie. Mam chłopaka, który darzy mnie wyjątkowym uczuciem. A mimo to w 5/7 wieczorów znajdę sobie powód do smutku. Być może to choroba. Być może jestem chora. Dlatego muszę wyjechać. Do kraju, gdzie ludzie noszą śmiertelne choroby, przy których moja melancholijność to tylko wymysły. Świat będzie dla Ciebie takim, jakim go postrzegasz. Kolejny raz mówię sobie 'weź się w garść' - masz wszystko.
Tym krótkim akcentem żegnam się z państwem. Spoglądam ostatni raz na facebooka, notatki z historii, włączam 'Dziewczynę, która igrała z ogniem' i idę spać.
PS. Te smutne wieczory są po to, by rano obudzić się i dojść do wniosku, że nie było warto.
PS2. Intensywny weekend przede mną. W sobotę uskuteczniamy wyjazd do Włocławka. Ja i Ty.