Wczorej był Avatar, a przy nim doborowe towarzystwo. Miałam najlepsze miejsce w całym Heliosie (nie na darmo czatowało się pół dnia na kolejne rozpiski repertuarów). Bawiłam sie wyśmienicie. A o samym filmie, hmm, dobra fabuła i treść, ale efekty miarowe. Nie było tak jak myślałam, co mnie nie zachwyciło. Otóż, efekty były, ale ani w kinie nie sikałam, ani nie ryczałam, ani nie wrzeszczałam. Po prostu umiarkowanie, na jeża. Jeszcze dużo wody musi w Wiśle upłynąć, żeby filmy pełnometrażowe w 3D były perfekcyjne po wzglądem jakości i efektów specjalnych. Wiec w mile, pogodnych nastrojach wyszliśmy z kina, wsiedliśmy do samochodu (zaparkowanego oczywiście na skwerku trawki wymieszanej z błotkiem, bo gdzie indziej miejsca nie było) i ruszylismy w drogę powrotną.
~zdjęcie Jagodzine~
Trzeba by wiele, bym z ciebie zrezygnowal...
Nikt nie jest w stanie tego zrobic...
Błogosławię deszcze w Afryce padajace...
W niej przeżyjemy to, czego dotąd nam się nie udało...
(Toto)