Oświadczam oficjalnie, że piszę poważnie i chcę wreszcie coś bezpośrednio pożytecznego zdziałać, a na idiotów i ludzi nieuczciwych sposobu nie ma. Mówi się komuś: "Jesteś głupi, ucz się, a może zmądrzejesz" - nic nie pomoże, bo człowiek głupi jest przy tym zarozumiały i to, nawet jeśliby mógł przy usilnej pracy zmądrzeć, uniemożliwia mu wybrnięcie z błędnego koła. Ot, maluśka dygresja tak na początek.
Ostatnio miałam sposobność stanąć twarzą w twarz, nos w nos z przyszłą śmiercią i gdy kiedyś wyobrażałam sobie ten moment, nie pojmowałam tego co stać się miało. Otóż na szyi i rękach poczułam dreszcz, bo absolutnie nic się nie wydarzyło. Nie uroniłam ni łzy, nie skomlałam i wołałam o litość, nie wznosiłam lamentów do nieba. Nic. Nic w nicości uczuć. Śmierć, widząc moją obojętną minę, odwróciła się na pięcie i zapowiedziała, że kiedyś jeszcze wróci. Tak.. kiedyś na pewno. Bo Ten tam w górze tylko na chwile dał nam miejsce na tej Ziemi i cienkie linie dróg cyrklem wyznaczył.