Wiersze sobie poszły i jakoś nie interesuje mnie co z nimi się stanie, czy się nie stanie. Odechciewa mi sie wszystkiego. Robie porządki w moich zdjęciowych szufladkach. I tak sobie myslę, że byle do nowego roku, byle.
Medytuję w moim wyściałanym lenistwem fotelu, rozkoszuję się gorącą kawą i elektyzującą muzyką. Myślę do tego, jak jeszcze ambitniej zmarnować sobie czas.
Ale męczny mnie najbardziej to, że nieustannie napotykam "gupotę do potęgi". Stało się to bowiem strasznie męczące. Ludzie są wręcz odpychający. I jeszcze ta pogoda. Po chodnikach czągają się niczym larwy nonsens i bezwstyd, a do tego zgryzota i szkarada. Ludzie maja powykszywiane twarze w jakimś niewidzialnym urazie do siebie samych i do innych. Błedne koło, które nigdy nie przestanie być błędne.