Więc, kontynuując rozważania z ostatniego wpisu, dalej podziwiam szerzącą sie głupotę, jak brudny smok na przedmieściach Katowic. I otóż, dalej nie moge się nadziwić temu urodzajowi. Nie martwcie się! Mamusia natura bedzie niedługo zbierać plony. O tak.
A ja na przekór zarywam księżycowe noce i pochłaniam kolejne pokłady ksiąg. Zima to szczególny czas, zwłaszcza dla podróż w czasie. Najbardziej lubię podróżować w zimie. Dlaczego, nie sposób wyjaśnić. Po prostu wydaje mi sie, że wszyscy usnęli przykryci kłebuszkiem białej waty i tylko ja biegam po białych łąkach, pełnych krwisto-czerwonych maków, takich jak niegdyś rosły na Monte Casino. Czuję się wspaniale. Jestem epicentrum wszechświata, a planety krążą do okoła mnie. Błogi, błogi spokój.
Aa...Chciałam zakonczyć, aczkolwiek przypomniało mi się coś. W czoraj, a wczoraj to niedziela, byłam z familią nazwiskiem Gonet i moją genialną, nawiasem mówiąc, siostrą na przemiłej podróży. Do okoła świata, czyli tam i z powrotem. Miło bardzo było i tak też będę to wspominać. Czołem!