We łzach obmyję swoje dłonie
szalonych myśli bieg powstrzymam
co gnają jak spienione konie
spojrzę innymi już oczyma
sercem przeciągnę po sumieniach
i spalę słowa już wymarłe
odarte puste bez znaczenia
nadam rozmowom nową barwę
rozbroję smutek z bezsilności
ułożę sny w spokojnej ciszy
rozkażę w górę biec miłości
i może wtedy ją... usłyszysz