photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 6 MAJA 2009

Reportaż z wycieczki.

Wspólnie z Gonią ułożyłyśmy krótki reportaż. Zwróciłyśmy szczególną uwagę na wydarzenia, które zapadły w naszej pamięci. Zdjęcie z Lourdes. 25 kwietnia wyjechaliśmy na wycieczkę, której głównym celem była Barcelona. Było zaje – kur*a – biście - bo to trzeba powiedzieć, jakże by nie. Nasza opiekunka już pierwszego dnia zabrała chłopakom alkohol i pogroziła im punktami, co poprawiło nam wszystkim humory. Pełni radości i chęci do życia ruszyliśmy. Już koło południa dojechaliśmy do Pragi, która była wyjątkowo pospolita, żeby nie powiedzieć ”zwykła”. Tam też udaliśmy się na lody. Niektórzy pamiętają z Pragi jedynie fakt, iż nasza koleżanka wymyśliła powiedzenie: ,,Hał du ju kudynt?" Drugiego dnia naszej wycieczki zatrzymaliśmy się po drodze w Norymbergii, aby tam "rozprostować nogi" i przejść się po jakże zaje*istej ulicy. Na szczęście był tam Magdonald, bo inaczej zanudzilibyśmy się na śmierć. Zjedliśmy lody z dajmem, ale bez czekolady, bo Niemka nie mogła nas zrozumieć. Zaraz po tym wydarzeniu poszliśmy do katedry, w której świat obiegła INFORMACJA WYCIECZKI. Trzeciego dnia "rozprostowaliśmy nogi" w Avinion - niestety nawet nie na słynnym moście, gdyż wejście kosztowało 4,5 euro. W tym oto mieście zabrakło perfumerii, co wyjątkowo rozbestwiło Frytę. "Krótki spacer" uwieczniła zabawa większości grupy na karuzeli, która pozwoliła im poczuć, jak jedzenie podchodzi im do gardła. Wszyscy potrafili świetnie dogadać się z Francuzami po angielsku i kupić lody, których zupełnie nie chcieli. Szczęśliwie dotarliśmy do brzydkiego hotelu w Lloret de Mar, w którym łóżka, zamiast być podwójnymi- były potrójne (specjalnie dla ludzi z fantazją). Po dotarciu do hotelu udaliśmy się na kolejny "krótki spacer". Wtedy też nie udało się chłopcom kupić alkoholu ze względu na wszędzie chodzącą i monitorującą swoimi reflektorami nauczycielkę. Podczas pobytu w Hiszpanii wiele razy próbowaliśmy go skombinować, niestety- ze skutkiem zerowym, lub raczej... ujemnym. Następnego ranka udaliśmy się do jakże cholernie malowniczej Barcelony. Najbardziej podobał nam się czas wolny podczas którego niemal nie zdążyliśmy się okręcić wokół siebie. Wieczorem nadszedł gorąco oczekiwany "wieczór hiszpański", który w skrócie nazywaliśmy FLAMENCO (po wycieczce nazwa ta jest zakazana.) Był wspaniały! Najbardziej podobały nam się toalety, prażynki i brak Sangrii. Mogliśmy także popatrzeć na gorących latynosów, których nawet nie mogliśmy dotknąć. Cała impreza kosztowała 25 euro - około 110 złotych. Kolejny dzień był jednym z gorszych. Przydarzyła nam się jednak przygoda, o której warto wspomnieć. Była wyjątkowo żenująca. Zamiast Caffe Latte, pani w restauracji podała nam Caffe Irlande - kawę po irlandzku z ”odrobiną lekkiego alkoholu”. Nikt z nas nie wypił droższej kawy w życiu, która kosztowała 7 złotych eurów w koronach. Następny dzień był równie fascynujący, jak wszystkie inne. Zwiedzaliśmy muzeum Salvatore Dali, po czym o mało co nie odpadły nam nogi. Niektórym wycieczkowiczom najbardziej podobały się w nim hamburgery z budki nieopodal, gdyż nie weszli do środka. Wieczorem uczestniczyliśmy w PROCESJI MARYJNEJ ze świecami. Trzeba przyznać, że Lourdes jest miejscem cudów, gdyż świece (oraz ognisko, które rozpaliliśmy) paliły się mimo deszczu sięgającego nam do kolan. Wyjątkową atrakcją wieczoru była podana przez Siostrę Franciszkę zupa pomidorowa. Hotel u podnóża Pirenejów był najlepszym, w jakim byliśmy. Ze smutkiem opuściliśmy to miejsce, gdyż naszym następnym noclegiem była noc spędzona w hotelu Formule 1. Urzekły nas tam ekskluzywne prysznice z białego plastiku oraz przebywanie w ukrytych komorach gazowych. Nazajutrz przywitał nas brak śniadania i kolejna droga. Mieliśmy okazję zwiedzić Lascaux II-boską piwniczną kopię prawdziwej jaskini. Naszej pani spodobał się pan przewodnik, którego spytała, czy ma żonę(przeznaczenie?). Następny dzień minął nam wyjątkowo. Wciąż po głowach kłębiły nam się takie myśli: ile jeszcze? Golonka... ile jeszcze? Pasztet... ile jeszcze? Jeść! Gdy w końcu dojechaliśmy do hotelu w Czechach, przywitała nas kolacja i dyskoteka. Leciały tam same największe hity, a wszyscy bawiliśmy się szampańsko (z tym że bez szampana). Nikt nie zapomni pogniecionej piżamki naszej opiekunki, za którą przepraszała dokładnie 6 razy. Koło 0:00 mieliśmy okazję spożyć kanapki przygotowane przez emerytowaną nauczycielkę geografii. Cała wycieczka spróbowała, czym jest tabaka, a jedna z uczestniczek opowiadała o klubie tytoniu z siedzibą w Afganistanie. Na spoczynek udaliśmy się około 4:59, gdy zaczynało świtać. Kolejnego dnia ku naszej rozpaczy, wycieczka dobiegła końca. Na zawsze pozostaną nam w pamięci wspomnienia o spacerkach tu i ówdzie, kanapkach, flamenco, golonce i pogniecionej piżamce naszej opiekunki. Dziękujemy za uwagę. P.S. Jutro moja kolejna, długa i męcząca podróż, tym razem do PARYŻA (wspominałam wcześniej). Pozdrawiam WSZYSTKICH, a bientot.

Komentarze

rosaliehale ,,Hał du ju kudynt?" to ona powiedziała nocą, jak była naje.bana a nie w Pradze ;p
Aaa i pozdrowienia z mojego klubu ;dd ;p
08/05/2009 12:47:44
christinee Ty to masz gadane Majka. ;D życzę lepszej Francji ;)))
07/05/2009 20:10:26
nieklujkaktusie Praga zwykła? Łoł. Ostro. I za dużo tych lodów. (;
I ej, moi starsi właśnie z Barcy wrócili!

A siedmiu złotych eurów w koronach nie skumałam.
06/05/2009 22:56:15
~Gonia łohoho. tyle powiem. xD
06/05/2009 22:27:05
~anabelle23 Słuszna uwaga. Dewot też się znajdzie.
06/05/2009 22:24:58
~jatonieona łohoho xD reportaż dokładnie taki jak powinien być ;D
ps. za wami jest jeszcze jedna mokra dewotka tylko trochę hm... dewociejsza ;] ;d
pozdrawiam ;d ;****
06/05/2009 22:19:48
~anabelle23 Jak patrzę na siebie, widzę mocne postanowienie poprawy.
06/05/2009 22:19:47
~Gonia Jak teraz patrzę na siebie to widzę żal za grzechy. Totalnie. xD
06/05/2009 22:15:26
~anabelle23 Nie zauważyłam. :) Wiem tylko, że wyglądamy, jak dewotki. MOKRE dewotki...
06/05/2009 22:13:00
~Gonia hahahaha xD Wyglądam na tej focie jakbym włosy doczepiane miała xD hahahahahahahaha xD
06/05/2009 22:10:56