PARĘ DOBRYCH MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Spoglądałam na zegar wiszący na ścianie mojego gabinetu. Jeszcze tylko półtorej godziny... Wlókł się ten dzień niemiłosiernie.
- Caroline ?- do gabinetu weszła Aurora, jedna z pracownic.
- Tak ?- uniosłam wzrok, westchnęłam widząc jakieś nowe teczki.
- Jakbyś mogła przejrzeć i zatwierdzić... - uśmiechnęła się pocieszająco. Co jakieś 20 minut donosiła mi nowe papierki.
- Pewnie- udałam entuzjazm robiąc miejsce na biurku.
- Może kawy, co ?
- Dzięki, jeszcze mam - wskazałam na swój kubek. Uśmiechnęłam się wdzięcznie otwierając jedną z teczek. Przynajmniej dostałam coś ciekawego. Wczytałam się w dokumenty ignorując wibrujący po drugiej stronie biurka telefon. W pracy jestem. Ale gdy wibracja nie ustwała przez następne trzy minuty odpuściłam. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Maite kochana zajeta jestem...
- Jesteś mi potrzebna. I to już ! Wiesz o Marcu ?- ściągnęłam brwi. Co do mnie i Maite ma Marc ? Przeraziłam się myślą, która jako pierwsza przyszła mi do głowy...
- Marc...- przełknęłam głośno ślinę. Miałam mokre dłonie i niemal zawał serca.
- Melissa spodziewa się dziecka ! - uniosła się Hiszpanka. - Patrzyłaś dziś chociaż raz na telefon ?!- warknęła.
- To fantastycznie ! - uśmiechnęłam się promiennie.
- Nie Cortez ! Nic nie jest fantastycznie ! Chcę Cię widzieć za 20 minut pod blokiem Sandry ! - wydarła się. W życiu chyba nie była taka wściekła (?) , zdenerowowana (?) . Obraz zaczynał mi się klarować.
- Ok, będę najszybciej jak się da- ledwo skończyłam, a 24- latka rozłączyła się. Zabrałam torebkę, klucze od samochodu Rafy i pospiesznie wyszłam z biura. Poniformowałam współpracowników, że mam bardzo ważną sprawę prywatną i koniecznie muszę wyjść. Byłam nielada wystraszona, więc nawet nikt o nic nie wypytywał. Sama nie wiedziałam czego mam się spodziewać...
Pod blok Tabares dojechałam w niecałe 20 minut. Pod klatką spotkałam się z Maite. Pod klatką ! Ściakała telefon w dłoni i maltretowała przycisk z numerkiem mieszkania Sandry.
- Maite ! - krzyknęłam i podbiegłam do niej. Teraz to się wystraszyłam nie na żarty !
- Carolina boję się ! - jęknęła przytulając się do mnie. - Stoję tu już dobre 40 minut. Nie wpuszcza mnie, a telefon ma wyłączony. Samochód stoi, a okno w kuchni jest otwrate, więc musi być w środku !
- Ale co się stało. Spokojnie i od początku... - spojrzałam na przyjaciółkę.
- Widziałaś wiadmość od Marca, tak ?- pokiwałam głową.- Telefon ! - wyciągnęłam z torebki telefon. Faktycznie oprócz miliona połączeń od Maite miałam też trzy od Rafy i od Sandry oraz cztery wiadomości od Rafy ( zaskoczenie ! ) i Marca. Weszłam tylko na jego wiadomość, jak się okazało młody obrońca wszystkim nam porozsyłał zdjęcia USG Melissy. Z dopiskiem "Przedstawiam Wam moją córkę ! " Nie powiem potrafi zaskoczyć ! Żadne z nich słowem wcześniej nie wspomniało, że spodziewają się dziecka ! Spojrzałam pytająco na Maite.
- Ok, Marc będzie miał dziecko z Mel, ale co do tego ma Sandra ?- spytałam, ale nie musiałam czekać na odpowiedź. Przyszła ona do mojej głowy jakąś milisekundę po wypowiedzeniu tego zdania. I to najbardziej niedorzeczna jaką mogłabym sobie wyobraźić, ale oczy stojącej na przeciw mnie Hiszpanki tylko mnie w niej upewniły.
- Jasna cholera ! -zaklęłam pod nosem. Przejechałam dłonią po twarzy zastanawiając się co robić... Musimy mieć jakiś plan działania. Sandra nie mogłaby zrobić czegoś głupiego, przecież sama mi mówiła, że do Marca nic nie czuje... A tu jednak. Zaczęłam głęboko oddychać. Carolina spokojnie...- powtarzałam sobie w duchu. Na pewno nic jej się nie stało...
- Dobijaj się do niej. Za 10 minut wracam ! Jakby co to dzwoń ! - krzynęłam biegnąc do samochodu.
- Gdzie jedziesz ?!
- Mam jej klucze !
Nie pamiętam ani drogi do domu Rafy ani powrotu pod blok Sandry. Byłam tak zdenerwowana, że chyba jakimś cudem udało mi się dojechać na miejsce w jednym kawałku. Wpałyśmy z Maite do klatki jak dwa tornada. Postanowiłyśmy nie tracić czasu na czekanie na windę i ruszyłyśmy na 8 piętro po schodach. Nie wiem czy to zasługa adrenaliny, ale nawet się nie zziapałyśmy.
- Sandra !- krzyknęłam zaraz po otwarciu drzwi przyjaciółki. Łazienka, salon, sypialnia, garderoba... wszędzie pusto ! Biegałyśmy z brunetką jak porażone. Wszystko wskazywało na to, że Sandry w środku nie ma. Podparłam się pod boki rozglądając się po salonie Hiszpanki. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Tabares. Faktycznie wyłączony. Maite w tym czasie przetrząsała resztę mieszkania. Spojrzałam na otwarte drzwi tarasowe. Taras !
- Maite ! - krzyknęłam. Sandra na tarasie miała parę roślinek i ogrodowy komplet wypoczynkowy. I to właśnie na nim, na ogrodowej sofie leżała skulona w kłębek, zapłakana.
- San...- szepnęłam klękając przed nią. Nawet na mnie nie spojrzała. Patrzyła bez celu w jeden punkt. Jak zahipnotyzowana. Co jakiś czas jej ciałem wstrząsały spazmy płaczu. Odgarnęłam jej, przyklejone do mokrych od łez policzków, włosy. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Nigdy !
- Sandra...- jęknęła za moimi plecami Maite. Nie musiałam na nią patrzeć żeby wiedzieć jaką miała minę. Sama miałam podobną... Zawsze uśmeichnięta, rozpromieniona teraz zwinięta w kłębek, przeżywająca swoją osobistą tragedię. Teraz, gdy na nią patrzyłam zrozumiałam, że ona zawsze kochała Marca, miała nadzieję że może kiedyś...
Była zdecydowanie lepszą aktorką niż ja... Nikt nic nie podejrzewał ! A byliśmy jej najbliższymi przyjaciółmi ! Ja byłam jej najlepszą przyjaciółką. Jak mogłam nic nie zauważyć ?!
- San... kochanie musisz wstać...- zaczęłam łagodnym głosem. Przecież nie może siedzieć cały dzień na tarsie ! Przygotowałam się na długie negocjacje, które koneic końców i tak skończyłyby się fiaskiem i musiałybyśmy z Domingez siłą wtargać brunetkę do mieszkania, a tu takie zaskoczenie... Nieobecna duchem Sandra grzecznie wstała i nieco hybotliwym krokiem weszła do środka. Spojrzałam na Maite, która tylko wzruszyła ramionami.
- Ogarniesz to jakoś ?- jęknęła błagalnie- Martin został sam z Dylanem... Wiesz jak długo tutaj siedziałam... - uśmiechnęłam się lekko.
- Pewnie, leć. Będę Cię informować.
- Ale na pewno ?- zmarszczyła czoło. Przecież widziałam w jej oczach, że wariowała na samą myśl, że jej panowie siedzą sami i mogą sobie broń Boże z czymś nieporadzić.
- Ja nie ogarnę ?! - puściłam jej oczko.
- Dziękuję - pocałowała mnie w policzek. - Jakby co to dzwoń, ok ?
- Pewnie, ale Maite... nie mów narazie nikomu.
- Oczywiste- uśmiechnęła się i wyszła z mieszkania, a ja wróciłam do salonu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Tabares. Jednak, w czasie gdy odprowadzałam Maite do drzwi skierowała swe kroki do kuchni. Oparłam się o ścianę i obserwowałam co robi. Stanęła na palcach by ściągnąć z górnej półki butelkę wina, a następnie otworzyła szufladę wyciągając otwieracz. Nim zdążyłam zareagować przechyliła butelkę, wypijając z marszu połowę zawartości.
- To nie jest rozwiąznie !- siłą wyciągnęłam jej butelkę z ręki.
- Znasz lepsze ?- warknęła patrząc mi w oczy. - Ach no tak...- prychnęła rozkładając ręce- Zapomniałam z kim rozmawiam ! Przecież najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka !
mało zostało...
Dziękuję ! <3