- Carrie, list do Ciebie ! - krzyknął. Wytarłam mokre ręce i ze szmatką w ręce poszłam do drzwi, w których stał listonosz.
- Dzień dobry- uśmiechnął się, ja także. Kazał mi podpisać jakiś świstek i wręczył kopertę. Zaniepokoił mnie adresat "Sąd rodzinny w Barcelonie". Zabrakło mi powietrza. Taki adresat nie zwiastował niczego dobrego.
- Wszystko w porządku ?- Rafa zlustrował mnie zaniepokojny. Czułam, że krew odeszła mi z twarzy. Z całego ciała chyba. Nogi miałam jak z waty i musiałam się podtrzymać ściany żeby nie upaść. - Caroline... - piłkarz 'dopadł' do mnie.
- W dalszym ciągu jestem żoną Neymara...- wydukałam patrząc na kartkę papieru. Rafa zrobił wielkie oczy i uśmiechnął się przelotnie. Myślał że sobie robię z niego żarty. Wyrwał mi papierek.
- Niemożliwe !- poszłam do salonu, gdzie ładował się mój telefon. Złość we mnie wrzała ! Nie wierzę w takie przypadki ! On to zrobił specjalnie ! - Co robisz ?
- A jak myślisz ?!- warknęłam zła wybierając numer napastnika.
- Hej Carol, co tam ?- jak usłyszałam jego radosny głos, to aż mi żołądek wykręciło.
- Możesz mi powiedzieć jak to do jasnej cholery się stało, że w dalszym ciągu jestem Twoją żoną ?! - krzyknęłam. Cisza. - Mówię do Ciebie !
- Będę za 10 minut, ok ?- Pierniczyłam wszelkie dobre maniery, dobre tony itd. rozłączyłam się i gdyby nie to, że telefon miałam od jakiś dwóch tygodni to już bym nim rzuciła o ścianę.
- To są jakieś żarty... Burdel mają w papierach...- starał się wytłumaczyć sytaucję Rafa. Treść listu brzmiała mniej więcej tak...
" ... zawiadamiamy, że w związku z niedopełnieniem przez jedną ze stron powództwa obowiązków rozwodowych, rozwiązanie małżeństwa Caroliny Da Silvy z domu Cortez z Neymarem Da Silvą przez rozwód cywilny, ogłoszonego dnia 23.03. br. podlega unieważnieniu..."
- Przytul mnie- jęknęłam rozpaczliwie. Chwilę później starałam się 'ochłodzić' głowę w jego ramionach, ale nawet to nie pomagało.
Przenieśliśmy się z Rafą na kanapę. Nadal siedziałam z twarzą wtuloną w jego pierś. Miałam wrażenie, że to jakiś żart, sen... koszmar. Dzwonek do drzwi zadzwonił dokładnie parę minut później, wyskoczyłam z salonu jak wściekła lwica. Przysięgam, że chciałam Neymara rozszarpać pazurami. Na jego szczęście przed samymi drzwiami Rafael złapał mnie w pasie.
- Spokojnie...- przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło. Zostawił mnie, otwierając drzwi. Boże jak ja mu zazdrościłam tego spokoju. Gdy tylko zobaczyłam Brazylijczyka krew w moich żyłach ponownie się zagotowała.
- Caroline...
- Gadaj co zrobiłeś ! - warknęłam. Napastnik uniósł dłonie w geście poddania.
- Dostałem ten list wczoraj... Caroline ja naparawdę nie wiem o co chodzi.
- Naprawdę myślisz, że Ci uwierzę ?! Cholera jasna czy Ty nie rozumiesz, że ja kocham Jego ?! Jego !- wskazałam na stojącego pomiędzy nami Alcantarę. Nie wiedziałam czy bardziej chciał przywalić koledze z drużyny, czy może zamknąć mnie gdzieś w bezpiecznym miejscu żebym go nie skrzywdziła.
- Caroline ! - krzyknął napastnik by mnie uciszyć. Podziałało. Patrzyłam na niego wzrokiem pełnym mordu. - Powtarzam Ci, że nie wiem o co chodzi ! Wcale nie musiałem składać tych papierów. Nie chciałem tego robić. Ale zrobiłem to dla Ciebie, bo Cię kocham cholera jasna ! - wykrzyczał mi prosto w twarz. Zatkało mnie, znowu. Rafinhę także. Raczej żadne z nas nie przywyknie to wyznawania mi uczuć. - Nie wiem co jest nie tak ani które z nas nie dopełniło obowiązków... - dodał już spokojniej- Jak oddawałem papiery wszystko było w porządku. Przecież brał w tym udział mój prawnik... Nie wiem co się stało. Ale jeśli chcesz, to chodźmy, chodźcie- spojrzał na kolegę z drużyny- do sądu a wszystkiego się dowiemy. Bez krzyków i oskarżeń.
- Zakończmy to raz na zawsze - Rafa popatrzył na mnie błagalnie. Ja w tej sytuacji czułam się fatalnie a co dopiero on.... Skinęłam głową.
- Tylko może włożę coś innego niż dres..- mruknęłam i poszłam do sypialni. Przebrałam się w czarne rurki, biały T-shirt na który narzuciłam jeansową katanę i trampki.
- Nie martw się- Rafa uścisnął moją dłoń, gdy jechaliśmy za samochodem Neya.
- Jak mam się nie martwić ? Cały czas coś jest nie tak...
- Co jest nie tak ? Kochamy się, jesteśmy zdrowi, mamy dom, samochody, pieniądze, siebie... - pocałował wierzch mojej dłoni. Nachyliłam się by pocałować go w policzek.
- Mam bardzo mądrego faceta- uśmiechnęłam się.
- I jakiego przystojnego- wyszczerzył się. Parsknęłam śmiechem. - No i ta skromność...- wypiął dumnie pierś. Wywołując u mnie jeszcze większy śmiech.
Jeszcze ktoś nie wie dlaczego wybrałam właśnie jego ? Bo jak nikt inny potrafi mnie rozśmieszyć, nawet w sytuacjach gdy co najwyżej mam ochotę zakopać się w łóżku i nie wychodzić z niego przez rok. Jest przy mnie zawsze, gdy go potrzebuje. Zna mnie na wylot. Nie muszę niczego udawać.
Wiecie, że naprawdę okazało się, że Neymar nie maczał palców w tym anulowanym rozwodzie ? A wiecie co najśmieszniejsze ? Że to właśnie mojego podpisu brakowało na jednej ze stron. Nie wiem jak to się stało, że przeoczyłam go ja, mój prawnik, protokulantki, sekretarki, sędzia... Koniec końców (nie wiem jak nie pytajcie. Jak się wchodzi do budynku sądu z crackiem miejscowej drużyny dzieją się różne rzeczy) udało nam się przywrócić wszystkie prawa rozwodowe. Oczywiście Neymar nie mógł sobie darować paru niezbyt miłych przytyków pod moim adresem. Oczywiście w żartach. Nie wiem dlaczego, ale w dalszym ciągu byłam do niego uprzedzona. Nie ufałam mu chyba bardziej niż kiedykolwiek i jakoś specjalnie tego nie ukrywałam.
Wszystko zaczęło się zmieniać za sprawą Rafinhi. Nie raz nie dwa niemal błagał mnie o pogodzenie się z Neymarem. Może nie, źle. My nie byliśmy pokłóceni, tylko żyliśmy na bardzo neutralnym gruncie. Jak to się stało, że zaledwie po paru miesiącach staliśmy przyjaciółmi ? Prawdziwymi przyjaciółmi ? Do dziś nie wiem. Po prostu. Niewątpliwie pomógł Rafa i jego jęczenie, że aż żal patrzeć jak jedni z najważniejszych dla niego ludzi drą koty. Postanowiłam dać mu szansę. Oboje postanowiliśmy. Nadszedł moment, że widywaliśmy się niemal codziennie. Oczywiście nie sami. Kwitła nie tylko nasza przyjaźń, ale i również moja zażyłość z Rafą. Byliśmy blisko jak nigdy. W 100 % ba ! w milionie procent pewni, że decyzja o związku była najlepszą w naszym życiu. Że to ta druga osoba jest zaginioną częścią życiowej układanki. Naprawdę z każdym dniem upewniałam się w przekonaniu, że to jest ten mężczyzna.