zajebiście zmokłam.
jutro też jest dzień. niestety. no ale, skoro już ma być to przydałoby się go wykorzystać. jakoś poprawić ocenę z geografii, coś wynieść (w sensie wiedzy) ze szkoły. nie, nie wierzę w cuda. no a po powrocie do domu trzeba będzie jakoś spędzić konkretnie wieczór. już nie mogę. tyle dni zmarnowałam, chciałabym, by jutrzejszy dzień był w peni wykorzystany. żeby było przyjemnie i pożytecznie. owy pożytek oczywiście miałoby mi przynieść długie siedzenie na placyku i oczekiwanie na cud, który jednocześnie byłby moim zbawieniem. chociaż chyba przesadzam. jak narazie zadowolona byłabym chociaż z krótkiej konwersacji na niokreślony temat, byle co, żeby tylko zamienić kilka słów. wiem, że to idiotyczne, ale wyznaczyłam sobie cel i mam nadzieję, że go osiągnę. taaak, nadzieja matką głupich. gdzieś w głębi zdaję sobie sprawę, że na pewno nie wypali, ale nie, oczywiśie ja, jakże naiwna istota muszę robić swoje. bo to w końcu tylko ja.