tymtym, co by tu.
jak to jest, że zawsze siadam z milionem rzeczy do napisania, a koniec końców absolutnie, totalnie nie mam pojęcia, co mogę napisać, co nie będzie brzmiało jak oh-ah-słit wyznania gimbusa/totalna abstrakcja/infantylne pierdolenie/nieistotne do trysiardowej potęgi pierdolenie/niepotrzebnie skreślić?
zaiste, jakoś jest.
pewnego pięknego dnia założę bloga. pewno jak wyjadę.
będę normalnie opisywać każdą pierdoloną sekundę, wrzucać wszystko wszysteczko, to będzie straszne.
albo i nie. bo mi się odechce.
tak poza tym, to homestuck bardzo ostatnio, jaka faza.
mogłabym, teoretycznie, przestać obgryzać paznokcie po raz kolejny w swoim życiu.
czysto teoretycznie.
chciałabym wiedzieć, na czym stoję z takimi nieistotnymi sprawami jak, powiedzmy, mieszkanie w gdańsku.
haha, nope.
tak więc, zatenczas-hektolitry herbaty, jakieś bazgranie, nic istotnego, broware, ludzie.
i 'weź nie rycz', czyli super próby po nieudanych próbach nieryczenia z powodu stresu/bezradności/zasadniczo wszystkiego, bo zupa była za słona przez ostatnie, bo ja wiem, 19 lat.
dajemdajem.
to trochę smutne, tak jak i to, że kawiarnie w niedzielę są zamknięte, a mi wzrok poleciał i nie powiem, -2 już nie brzmi tak bardzo na 'mała wada, ale przeszkadza'. to już zaczyna być 'no nie widzę'.
powoli.
mam aktualnie ochotę siąść i się tulić i tak do końca świata już, i poza niego też.
kocham. <3