Wrzesień rozpoczął się właśnie tak, jak miał się rozpocząć. 1 września, obudził nas chłodnym deszczem, gorącem herbaty zaparzonej w ulubionym kubku i jaraniem się parą z ust. Jesień pokazała, że to jej czas, nie marnowała ani chwili, odbierając nam uroki ostatniego "wakacyjnego" lecz już wrześniowego weekendu. Przemoknięte serca miast, dym pomieszany ze słodko -gorzkim smakiem na koszulkach, a w rękach cały świat i jeszcze trochę, plus szklanka czegoś na zachętę, co doda sił i mocy do zmagania z całym mieszczańskim gównem. Bas dudnił w uszach, a w koło unosiło się tyle radości i zmęczenia jednocześnie, ale czy nie uroczo było obserwować, że nawet w pracy można się dobrze bawić? No men, no problem, także mamy propozycje nie od odrzucenia? Wiesz jaką? Zgadnij. Już wiesz. Idź. Charakter? Ciężki. Wiem, mam z natury. 4, 5, 6... Kłębki, strzępki, niedopałki. Nie ważne czy tu, czy tam. Zawsze coś tu zostanie. Tak jak zawsze Kalicka będzie farmerem, tak samo Kasia będzie mała, a Daniela będzie przesłodzona, dosłownie, PRZESŁODZONA, jak Malibu z mlekiem i... cukrem. Szkoła, jutro szkoła! Sorry, tak. Jaram się tym i mówię wam dlatego, że pewnie zapomnieliście. Podsumowując, to tak bez podsumowania. Zajefakenbiste waksy, czekamy na weekend, bo weekend nigdy nie śpi i czeka na nas z otwartymi rękoma. Dobry wieczór, dokumenty, ręce wyjmij z kieszeni...
We rock it 24/7, drag on 365, we keep on goin' ang goin' (...) never dies!