Spotkałam kiedyś swoje szczęście. Było najbardziej sarkastycznym i skurwysyńskim aspektem mojego życia.
Jakiś czas temu spotkałam je znowu, powiedziało dokładnie to samo co za pierwszym razem gdy zrobiło mi krzywdę.. a potem musnęło moje wargi i wypełniło nozdrza.
I mimo wszystko, nawet w obliczu tego jak szalenie nieracjonalna i ryzykowna jest ta sytuacja to jednak nie liczy się nic więcej.
Zatem witaj szczęście, wydaję ciche przyzwolenie na każdą słodką krzywdę jaką mi uczynisz.