Mogłabym tu napisać teraz tysiące słów o tym co czuję, co myślę, ale czy to ma jakikolwiek sens? Czy w ogóle jakaś rzecz, której się podejmę lub którą robię ma sens? Coraz częściej zaczynam w to wątpić.. Najgorsze uczucie, gdy Twoje marzenie, które jest takie bliskie spełnienia w 2 minutach pryska jak bańka mydlana. A mogło być tak pięknie, tak niewiele brakowało nam do szczęścia, tak niewiele, a nie potrafiłyśmy tego wykorzystać. Pozostał tylko smutek, żal i rozgoryczenie. Gdy teraz próbuję napisać tych kilka słów, łzy same cisną mi się do oczu. Nie potrafię tego opanować i nawet nie wiem, czy chcę. Może będzie mi lepiej..
Mówią do mnie: " Nie przejmuj się tym, to są tylko głupie zawody, za 10 lat będziesz się śmiała z tego, że tak to przeżywasz" Ale czy mnie obchodzi coś, co będzie za 5, 15 czy 30 lat? Skąd ja mam mieć pewność, że dożyję tych lat? Ja żyję teraźniejszością, tym co się dzieje teraz a nie jakąś przyszłością, której może nie być. Czy oni w ogóle mają pojęcie jakie to ma dla mnie znaczenie? Najlepiej mieć wyjebane na wszystko, ale tak się nie da, takim podejściem niczego się w życiu nie osiągnie, a już na pewno nie w sporcie.
Straciłam ochotę na cokolwiek, najchętniej bym leżała w łóżku 24/7 i nawet z niego nie wstawała. Dobrze, że są ferie, to sobie trochę odpocznę zarówno fizycznie, jak i psychicznie. A potem niestety trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Szkoła, testy. I treningi, na których trzeba dawać z siebie jeszcze więcej niż do tej pory, o ile one jeszcze będą? Muszą być, bo bez nich nie wytrzymam. Ja już nie umiem żyć bez siatkówki, naprawdę. Kończę te smętne wywody i żegnam, nie wiem na ile. Pewnie na długo.
Drugi, to jest zawsze pierwszy przegrany i tylko z takim podejściem można osiągnąć jakiś sukces.