Piękna pogoda, prawda?
Wtedy, podczas robienia zdjęcia, padało. Ciepło było jednak, więc pić nam się zachciało.
Ta mała filiżanka niewiele pomogła, ale przynajmniej odpoczęłyśmy po drodze z Polanicy do Świerk. Nogi bolały następnego dnia, ale czego się nie zrobi dla sportu... :)
Zdumiewające, jak krótkie znajomości mogą przetrwać długie lata. Gdy byłam w Los Angeles, poznałam takiego Jamesa. Był sporo ode mnie staszy (chyba w wieku mojej mamy), ale dosyć spoko facet, naprawdę. Gra w jakimś zespole, Tool, albo coś... Straciliśmy kontakt po moim wyjeździe, jednak ostatnio napisał do mnie maila. Ale dlaczego podpisał się "Maynard"?
Kupiłam ostatnio takiego wielkiego, australijskiego pająka. Fajnie, może w końcu moim kotem go nakarmię.
Uczyłam się wczoraj cały dzień biologii. Mam już dosyć, te wszystkie mitozy i mejozy, cała genetyka mi bokiem wychodzi. Dobrze, że przynajmniej Pola mi w niej pomaga (chociaż przy chemii i matmie nie musi).
Zapomniałam o cieście, który się piecze, muszę iść.
Ciao!
PS.
Dzisiaj mijają trzy tygodnie, odkąd nie palę, fajnie, nie?