Yes, you did.
Jesteś moim położeniem równowagi.
Wychylam się w lewo. Powoli wyciągam do Ciebie dłoń, Twój delikatny i silny uścisk upewnia mnie, że nie wypadnę. Płyniemy łódką przez czas. Przechylam się przez jej brzeg i jak dziecko dotykam chłodnej tafli wody. Pomiędzy pewnością, że nie puścisz, a nieprzeniknionym turkusem jeziora ogarnia mnie spokój. Kiedyś padło kilka słów, kropel letniego deszczu. Spadają właśnie teraz, tworząc koliście rozchodzące się fale. Małe stają się wielkie, niestotne nabierają nowego znaczenia. Koło nasyconych uczuciem słów otacza czółenko. Centrum złożone z dwojga zamienia się w Drzewo, dwa splecione ze sobą pnie, zakorzenione w środku jeziora.
Przez Twoje ramiona przechylam się w prawo. Dopiero teraz topię się w Tobie. Przedzieram się zmysłami przez Twoje wspomnienia i marzenia. Czuję, że mamy już wszystko. Zielono-niebieskie oczy wieją przejrzystą, lekką mgłą czułości. Słyszę Cię w najcichszym szepcie. Wiatry Twoich ust zbliżają mnie do Ciebie jak Słońce zbliża cień do człowieka. Jestem Twoim Cieniem, gdy Słońce świeci tuż nad Twoją głową.
Punkt drgający zawsze gaśnie w położeniu równowagi. W położeniu równowagi zapalam się.