Cóż, mamy rok 2012, a limit płaczu, cierpienia, smutu jest juz na granicy wytrzymania. ale to nic jestem w pełni światomy na co zasłużyłem. ale cóż może będzie inaczej, może jednak będzie dobrze? przecież wierze w te pieprzone cuda! od sylwestra... wierzę.
podsumując rok 2011 mogę o nim powiedzieć, że to był dziwny rok, pelen nowych znajomości, pełen szcześcia, pełen łez, pełen miłości, pełen cierpienia, pełen chwil, o których nie zapomne nigdy, ale także rzeczy, za które sam siebie nienawidzę, za chamstwo, wredotę, egoizm, cynizm, za to wszystko za co inni mnie nienawidzą. bo teraz to mi już wszystko jedno, nie mam w sumie nikogo, Wchodząc w nowy rok, myslałem, że będzie to rok szczęścia, radości, konkretnych planów, bycia lepszym człowiekiem, przygód, szaleństwa, spełniania się w pasjach. wchodząc w ten rok byłem najszcześliszym człowiekiem pod słońcem, z nią u boku, co było nie do pomyślenia kilka godizn wcześniej, z nadzieją, że po tym wszystkim będziemy najwspanialszym przyjaciólmi pod słońcem. cholera, dlaczego ja to odkryłem tak późno, za późno. teraz to już nieisotne. tak sobie egzystowałem przez ostatnie miesiace, z nadzieją, że dzisiejszy dzień nie nastąpi, ale nastapił. ale to nie znaczy, że wszystko zostawie tak o, na pastwę losu. nadal będę walczył, dbał, wspierał, choćbym miał odpierać za to samą krytykę i cierpienie. obiecałem sobie, że w tym pieprzonym 2012 będę najwspanialszym człowiekiem, jakim nie byłem jeszcze nigdy. takim najwpanialszym, ale bezinteresownie. każdego wysłucham, kazdemu pomogę, nie chcąc nic w zamian. sram na korzyści. choć niestety ten rok też przynosi zmiany w postaci praktycznie nikłego spelniania się w śpiewaniu, czy kabarecie. choć duet i kabaret dawały mi taki wielki ogrom satysfakcji. myślę, że to zależy tylko i wyłącznie ode mnie, czy ten rok będzie udany, czy nie udany. pragnę jedynie tego, by zostać lepszym człowiekiem. mam również zamiar spłacić wszystkie długi. tak, nie żartuję. nie chcę by moją osobę kojarzono tylko przez to, że wiszę komuś jakąś sumę. nowy rok przyszedł do mnie wraz z nią. to był najcudowniejszy, najbardziej niesamowity prezent noworoczny jaki kiedykolwiek dostałem. tego naszego spędzonego czasu nie zapomnę nigdy... zróbmy coś z tym :)
generalnie to tak, siedzę tu od godziny 16:20, praktycznie ciagle płacząc. starając się myśleć pozytywnie, wycierając zaschnięte łzy z gitary, ocierając pieprzone turkusowe oczy. tak myślę, że jeśli kiedykolwiek otarlem się o śmierć, czy nie lepiej byłoby sie z nią zderzyć?
i naprawdę obiecuję sobie, nikomu innemu, że będę lepszym człowiekiem, będę! nie będę pierdolonym manipulantem, nie chcę być już egoistą, nie chcę być hipokrytą, żyć, tak po prostu, z uśmiechem na twarzy, dla takich chwil jakie spędziłem przedwczoraj i wczoraj. może kiedykolwiek ktoś to zauważy, może będzie to zauwżalne i doceni.
ostatnio w jednym z moich chorych thrillerów przeczytałem ciekawy cytat: " naucz nas dbać i niedbać. naucz nas milczeć " chciałbym, naprawdę bym chciał.