i to wszystko przestaje mieć sens, kiedy zauważasz, że człowiek, którego kochasz i oddałbyś za niego życie, traci Ciebie, a ty Jego, wtedy czujesz, jak tracisz grunt pod nogami, a wszystko co zbudowałeś o własnych siłach wali się i burzy, a ty nic nie umiesz z tym zrobić, tylko stoisz obok, bezczynnie, samotnie i wszytskie uczucia wyższe sprowadzają się do jednego : smutek.
i wszytskie czynności będziesz musiał powtarzać, pewnie wielokrotnie, mówią Ci: nie załamuj się, wszystko będzie dobrze, a nikt nie potrafi pomilczeć przez chwile siedząc obok i trzymając Twoją dłoń w swojej, a wystarczyło by chociaż pięć minut, za to ty jesteś tak bezgranicznym idiotą i tak bardzo wierzysz, że będziesz potrafił wybrnąć ze wszystkiego sam i o własnych siłach, że honor, duma, czy jak by to inaczej można nazwać, nie pozwala Ci poprosić kogoś o pomoc, chociaż w sumie jej potrzebujesz i wiesz, że w końcu będziesz musiał się do kogoś zwrócić.
tymczasowo krzyczysz bezgłośnie, ale jednocześnie jest to tak straszne, że nie masz siły żyć.
i belive in nothing.