Jakoś nie wierze w to że będzie dobrze.
Nie wiem co mam o tym myśleć, zawsze jak chce żeby było dobrze to coś musi się spierdolić.
Zawsze, zawsze jest tak samo...
Tym razem to ciągnie mnie za sobą w dół, widać wtedy tą bezznaczeniowość, płynność ale przecież wiem czego chce...
Gubie się w tym. Niestety to czego potrzebuje nie jest tym co chce. To nie jest to samo. Może tak ma być? Może w samotności odnajduje swoje szczęście? Zakochałam się w sekundę. Kto to doceni? Zrozumie? Również pokocha? Zrobiłam się zbyt miękka pod wpływem emocji, nie lubie tego, jestem przez to słaba.
Mam ochotę iść spać, wprowadzić się w stan hibernacji,
żeby przespać wszystko, obudzić się gdzie indziej. Zły czas i złe miejsce. Ale potrzebuje tego, potrzebuje tak cholernie, nie potrafię z tego zrezygnować nawet jakbym bardzo chciała. To mnie chyba najbardziej boli...Ktoś to doceni? Wątpię.
Uczucia tak ulotne a jednak żywotne. Nadzieja, najgorsza z tego wszystkiego, widać ją nawet kiedy tak naprawdę jej nie ma. Wiara w to że będzie lepiej, kto tu jest głupi? Ci którzy żyją bez uczuć? Czy ci którzy się nimi kierują? Ile można toczyć w sobie takie spory ideologiczne?
A może tylko się okłamujemy? Karmimy się kłamstwem, które odbija się głośną czkawką.
Żyje w zakłamaniu że jednak będzie tak jak chce, tak jak to czuje.
Zobaczymy.
Cierpienie jednak uszlachetnia.