Zdjęcie chyba ze stycznia. Nie wiem w sumie. Jest trochę dziwne. To znaczy ja jestem na nim dziwna. Okulary nie moje tylko O.
Opuściłam was na trochę z powodu mojego nieogarnięcia. Codziennie wieczorem mówię, że koniec z jedzeniem wszystkiego i byle jak, a na drugi dzień i tak robię tak samo. A brzuch rośnie. W końcu zacznę porządną dietę, ale myślę nad tym czy opłaca mi się teraz to zaczynać. Za tydzień są święta=dużo jedzenia i i tak będę jeść, więc nawet jeśli coś mi się teraz uda to potem to zaprzepaszczę. Ale może spróbuję od poniedziałku. Mam w szafce paczkę wafli ryżowych, którymi tak się zajadałam to mi pomogą i teraz. Jutro zapiszę postanowienia.
Z okazji rekolekcji byłam w spowiedzi i w sumie pierwszy raz czułam, że ksiądz nie chce tylko dać mi 10 różańca i wyrzucić z konfesjonału. Przyznałam się do cięcia się i pierwszy raz ksiądz spytał (normalnie chodzę do swojego koscioła) czemu to robię i ze mną porozmawiał o tym mimo, że była kolejka do niego. To w sumie trochę pomogło. Obiecałam sobie, że więcej tego nie zrobię, mimo tego, ze lubię mieć przynajmneij jedną kreskę na ręce. Koniec z tym.
Na obozie jak grałam ostatniego dnia z Łukaszem w bilarda i byliśmy sami to doszliśmy do tego tematu. I on mówi, że Marta z klasy ma pełno malych blizn na rękach, odpowiedziałam, że wiem, bo słyszałam, że się tnie. A on, że nie rozumie tego po co. Inteligentnie zamiast trzymać język za zębami to odpowiedziałam, że to pomaga, uspokaja. Może to przez te drinki wtedy. Nie skomentował tego na szczęście. Później siedzieliśmy razem na biologi i miałam sweter za bardzo podwinięty i nie wiem czy nie widział właśnie jednej takiej kreski... Ale też coś o tym wspomniał kiedyś, że "jestem taki smutny idę się pociąć", na co odpowiedziałam mu tylko, że jest okrutny. To też zostawił bez komentarza.
Postaram się tu wchodzić przynajmneij ten raz dziennie.
Wieczorem jeszcze wejdę ;)