Hej, hej!
Jak ten listopad leci... szok!
Ubolewam nad faktem,że ten semestr nie jest dla mnie łaskawy , oj nie...
Codziennie coś, nigdy nie jest tak że mogę poleżeć i odpocząć :(
Np na jutro mam prezentacje o Parku Narodowym Fiordland, odpytkę z całej mapy, rozliczenie się z 14 stron ćwiczeń.
Dobrze,że wszystkie kolokwia zdawałam na czysto.
I mam wejsciowke z angielskiego.
Na piatek nie lepiej - oddać sprawozdanie, ktore mialam robić dzisiaj,ale zrobie jutro, odpytka z fizyki ( jak zwykle ja) i prezentacja z iinteligencji emocjonalnej. Po tym wszystkim lecę na zbiorkę dalej zdobywać czarodzieja.
Ughh... A Kamil jedzie jutro na Mazury, tak bym chciała z nim,a nie mogę :(
Bo w sobotę mam kurs pierwszej pomocy w hufcu.
Muszę Wam sie pochwalic,że dostałam stypedium rektora - całe 310 zł miesięcznie.
Załapałam się.
Jeśli chodzi o walkę o lepsze ciało to uważam,że jest w porządku.
Ciąglę cisnę 5x6 min, pocę się jak szczur, ale Ewka obiecuje pierwsze efekty po dniach, a dziś będzie mój 5 :)
Jest 20 dzień, 7 dni robiłam skalpel, 5 dni 5x6 min, 3 dni Mel B na pośladki i hula hop, a 5 dni mi jakoś chyba umknęło.
Chociaz jestem pewna, że codziennie coś robilam z wyjątkiem 2 dni :P
Jedzenie jak to jedzenie :P
Dzisiaj :
11:00 - bułka z szynką
11:25 - 30 dag łazanek
16:30 - bułka z szynką, mandarynka
18:20 - cukierek i ciastko
Nie ma co się obijać, mapy pouczę się wieczorem w łóżku i jutro w tramwaju - w koncu mam na to całe 35 min :P
Miłego :)
PS. Wybaczcie,że tak rzadko piszę,ale nie mam u siebie neta, muszę biegać z laptopem do rodziców, wiec sami rozumiecie :P