To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia...
Staram się wierzyć, że dobro powraca..tak samo jak i zło. Nie zawsze jest łatwo..
Pomagasz komuś, dajesz z siebie wszystko, a gdy już ta osoba osiągnie to co chciała, ma "nowych" przyjaciół i Cię olewa. Nie wyciąga wniosków z cudzych ani własnych błędów. Zmienia się zupełnie i zachowuje jakby z szarej myszki nagle stała się kimś."Wielka mi dama" .Zapomina co dla niej zrobiło, jak wspierało ją się w trudnych momentach, jak stawało się po jej stronie kiedy nie miała nikogo. Teraz myśli, że jest kimś, bo przecież jest niby "lubiana"...
Czasami wydaje mi się, że niektórzy ludzie nie zasługują na pomoc. Może sami są sobie winni, że inni traktują ich w taki, a nie inny sposób. Może nie powinnam ich żałować i przejść koło nich obojętnie. Dlaczego nie potrafię? Dlaczego zawsze muszę wtrącać się w nie swoje sprawy i stawać po stronie "pokrzywdzonych"? Nie lubię takich sytuacji, nie lubię ludzi, którzy myślą tylko o sobie, którzy wykorzystują innych. Koniec z tym. Jeśli nie potrafisz docenić pomocy więcej jej nie zaoferuję.
Przepraszam za to przynudzanie, ale musiałam wreszcie to z siebie wyrzucić, by cieszyć się tym co tu i teraz.
Czas przejść do jakiegoś pozytywnego aspektu:
Dla mojej ukochanej jubilatki (już niedługo), która niedawno udowodniła mi, że co by się między nami nie działo to i tak w kryzysowych sytuacjach mogę na nią liczyć:
Chyba już zawsze wszystkie jego piosenki będą mi się koajrzyły z Tobą ;p