Jednak wybieram dzisiejsze jutro.
Przed wyjazdem był grill u Damosa i z jakiejś strony mam już dosyć niektórych, a nawet większości ludzi z tamtej klasy. Zawsze byłam z boku z Karolem, bo wszyscy myślą do tej pory, że skoro jesteśmy razem, to już praktycznie nie należymy do tej klasy. Bo nigdy nie mamy na nic i dla nikogo czasu, przecież jesteśmy razem dwa cztery na dobę; w takim sensie, że fizycznie ciągle przebywamy w swoim towarzystwie. Dziewczyny składały się na butelkę wódki dla Dominiki, ja kupiłam sama. Chuj w to. Od połowy imprezy się nudziłam, bo wszyscy byli na kolbie, a ja wypiłam tylko jedną kolejkę za zdrowie solenizantki, jakąś literatkę wódki z pepsi przez przypadek i trochę piwa. Jak przenieśliśmy się na siłkę, to już spać mi się zachciało. Wkurwiłam się. O pierwszej już chciałam do domu i przyjechał po nas Witek. Koniec z końcem spałam u Karola, a około południa wyjechaliśmy. Czyli od czwartku do czwartku. Tydzień. Równy tydzień. Mieliśmy wrócić dzisiaj, tj. w piątek, ale zaczęło padać w ostatni dzień i nie było sensu. A przez cały tydzień pogoda była zajebista. Idealnie trafiliśmy. Codziennie słoneczko. Codziennie pływaliśmy. Codziennie kupowaliśmy snickersy. Jeździliśmy rowerami. Nudziliśmy się. Dużo spaliśmy. Zjaraliśmy dwa jointy. Zjedliśmy półmetrowego hot-doga. Zepsuliśmy stół w przyczepie. Tyci tyci się opalałam; nie lubię się opalać i wciąż jestem w większości blada. Próbowaliśmy złapać rybkę. Chodziliśmy na spacery. Żarliśmy dużo chińskich zupek. Myliśmy naczynia. Robiliśmy siku w środku każdej nocy. I co najważniejsze (prócz pierwszej nocki) - spaliśmy razem (: Teraz stwierdzam, że było cudownie... przebywać z Tobą dwa cztery na dobę bez przerwy, robić zwyczajne i mniej zwyczajne, normalne i mniej normalne rzeczy, przytulać się do Ciebie w nocy, wychodzić razem na każde siku, rozmawiać i być razem <SERDUSZKO>.
Nie opowiem konkretnie wszystkiego, co tam było, nie będę opisywać wszystkich szczegółów i szczególików, ale jestem zadowolona i mam nadzieję, że to zostanie długo, długo w mojej pamięci. I oby więcej było takich wyjazdów!
W drodze powrotnej zepsuły się hamulce i były małe komplikacje, ale daliśmy radę. Wjechaliśmy na trochę do rodziców Oli, a potem już do domciu. Gdy weszłam do swojego pokoju, poczułam się obco, jak nie u siebie. Później to samo w kuchni. Do tej pory czuję się dziwnie.