Słońce moje pojechało na pierwszą randkę z Dominikiem i zostałam sama. Karol już nie przyjdzie. Nie ma z kim wyjść, więc zostało spędzić samotny wieczór przed komputerem lub telewizorem. Może nadrobię wczorajsze odcinki rodzinki, była w ogóle? Może obejrzę coś nowego. Najchętniej wyszłabym z tego domu i nie wróciła prędzej niż w poniedziałek. Żeby ochłonąć i się uspokoić. Bo w poniedziałek bierzmowanie. No właśnie, od poniedziałku wreszcie będziemy wolni od przesadni kościołowych. Bo chodzenie do kościoła z przymusu prawie dzień w dzień jest przesadną przesadą.
A za właściwie dwa tygodnie koniec roku i wolne od szkoły. No chyba, że Karol coś lub coś. Oby nie. Później też pewnego rodzaju wolność, bo zeta szkoła to zupełnie inny świat niż gimnazjum. Z drugiej strony gdzieś tam pojawia się strach przed zepsuciem samej siebie. W końcu "lepiej stracić życie niż przez nie osobowość". Ale potrzebne mi wakacje i potrzebna mi taka wolność. Nie tak, że po prostu tego chcę - naprawdę potrzebuję. Obym ją dostała bez większych przeszkód, choć bardziej wiarygodne jest to, że przeszkód będzie więcej niż sobie wyobrażam. Pf.