Jak ja nienawidzę świąt, wszyscy tylko biegają i każą sprzątać albo w kuchni pomagać. Tak naprawdę każdy na siebie warczy, bo święta coraz bliżej, a tu nic nie gotowe. Godzinka w kościele nie uczyni nikogo dobrym, jeśli przez resztę czasu było się złym. Zresztą nie rozumiem działania kościoła. Księża tacy święci, na kazaniach wszystkiego zabraniają i każą myśleć o swoim życiu, aby je ulepszać, zbliżać się do Boga, a sami piją, palą i dzieci sobie robią. Ludziom wmawiają, że muszą być mili, a sami mają niewyparzone mordy i się wywyższają nad innymi. Jeżdżą drogimi samochodami i myślą, że wiedzą coś o skromności. Dzieciakom robią pranie mózgu i sprawiają, że one chcą przychodzić do kościoła tylko po naklejki i inne duperele. Wciskają nam kity o tym, że na msze i wszystkie inne mamy chodzić wyłącznie z własnej woli i potrzeby, a więc po co te zjebane książeczki i podpisy? Sami nas uczą tego, żeby oszukiwać, bo bez głupiego podpisu bierzmowania się nie dostanie, nawet jeśli jest się na każdej niedzielnej mszy. Chore. Oczywiście nie wszyscy są tacy sami, ale duża część, jeśli nie większość.