"Dźwięk tej konkretnej pozytywki wzbudził w nim coś w rodzaju strachu i niepewności. Sprawiała, że czuł się tak, jakby ktoś próbował w niego zajrzeć, zaglądnąć w jego wnętrze. Dlatego właśnie próbował ją wyłączyć. Bezskutecznie. Za każdym razem, gdy chciał ją zgasić, gdy już mu się udało, gdy odwracał się, by wyjść melodia pojawiała się znów. Ponownie i ponownie. Dlatego właśnie zamachnął się i strącił porcelanową, grającą tancerkę na podłogę, pozwalając jej roztrzaskać się na miliony kawałków."
Lubię schizy, więc zaczęłam pisać kryminał fantasy, który opublikuję na sorrowsie po skonczeniu Ghost Towna. O.