Powoli przyzwyczajam się do codziennego płaczu. Czy to sprawiedliwe? Nie wiem.. Ale wkładam dużo siły w to, żeby przy innych w miarę trzymać fason a dopiero kiedy jestem ze sobą sam na sam okazywać emocje..
To wszystko mnie przytłacza, nie mam się do kogo zwrócić o pomoc czy jakieś zwierzenia.. i może powinnam teraz siedzieć i się uczyć ale kompletnie nie mogę się skupić.. Wszystkie problemy się zebrały i ciążą nade mną nie mam pojęcia jak je rozwiązać.
Odnoszę wrażenie, że on zabił we mnie wszystko co dobre, po prostu mnie zniszczył.. Momentami wołałabym już nie żyć !! .. to grzech tak mówić i myśleć..
Czuję się fatalnie.. to tak trywialnie brzmi, ale z drugiej strony jak boli.. Nie marzę już o chłopaku , marzę o przyjacielu, o osobie na której zawsze będę mogła polegać, która mnie zaakceptuje, która włoży w tą relację tyle serca i zaangażowania co ja.. Czy to tak wiele? Widocznie tak..
Inni użytkownicy: glittergutzmaxxsonykrapcys1nana951hetzlerbartpklolitka1020itaaachiluk98matv
Inni zdjęcia: ;- ) sciezkadzwiekowaPszczółka Maja :) halinamStarożytny Egipt bluebird11326 xD przezylemsmiercMożna se wybudować. :-) ezekh114142. atanaKolorowe drinki bluebird11Mru! purpleblaackHahaha patusiax395DZISIEJSZY KSIĘŻYCOWY PORANEK xavekittyx