Cześć, jestem Anastazja. Nie lubię, jak ktoś się tak do mnie zwraca, więc przyjęło się Anka. A więc jeszcze raz. Cześć, mam na imię Anka. Nie żadna Ania, czy Anna. ANKA. Mam ciemne, półdługie włosy, zielone oczy. Nie mam idealnej figury, nie mierzę 1,80m i nie ubieram się jak modelka. Jestem raczej zwykłą nastolatką, której daleko do szczęścia.
Mam 19 lat i mieszkam z moim starszym o dwa lata bratem, Dawidem. Od urodzenia mieszkaliśmy razem z mamą i tatą w Stanach. Jednak 18 lipca, w dniu 18 urodzin Dawida, mama miała wypadek samochodowy i zmarła. Pochowaliśmy ją w jej rodzinnym mieście - Tarnowie. Tam też się przeprowadziliśmy. Rok później nasz ukochany tatuś postanowił sobie ułożyć życie na nowo i wyjechał do USA, zostawiając nas z babcią. Tam znalazł sobie jakąś kobietę, czego dowiedzieliśmy się z pierwszego i chyba ostatniego listu od niego.
Nad nami ciąży chyba jakieś fatum. Moje osiemnaste urodziny też były tragedią. Nasza ukochana babcia 6 sierpnia miała zawał. W szpitalu powiedzieli, że nic się nie dało zrobić. Więc zostaliśmy sami. Mamy nie ma, ojca praktycznie też. Dziadkowie zmarli jeszcze przed moim urodzeniem, babcia teraz. Tata był jedynakiem, a o rodzinie mamy nic mi nie było wiadomo. Kiedy o cokolwiek pytałam, szybko zmieniano temat. W końcu dałam sobie spokój, bo wiedziałam, że i tak się niczego nie dowiem. Żadnej cioci, wujka, żadnego kuzynostwa. Tak właśnie nasza szczęśliwa rodzina się rozsypała. Nie mamy już nikogo. Ani rodziny, ani przyjaciół. Tylko siebie.
Kiedy sprzątałam z Dawidem rzeczy po babci, znaleźliśmy kartkę papieru o treści 'testament'. Dowiedzieliśmy się, że dostaliśmy w spadku mały domek na obrzeżach Tarnowa. Babcia prosiła jednak, by tego domu nie sprzedawać, bo wiąże się z nim dużo wspomnień. Bardzo się z tego ucieszyliśmy. Przeprowadzimy się tam, a ten dom wynajmiemy. Zawsze trochę gotówki się przyda.
Obecnie właśnie tam mieszkamy. Domek nie wygląda szałowo. Mamy małą kuchnię z lodówką, kuchenką i małym stolikiem. W łazience mieści się tylko toaleta, niewielkie lusterko i prysznic. Oprócz tego mamy pokoik z dwoma łóżkami i jakąś starą szafą na ubrania. W centralnej części stoi salon z kanapą i telewizorem. Żyjemy skromnie, bo kasy nie ma. Dawid się zaczepił w jakimś warsztacie samochodowym. Tylko z jego pensji i wynajmowania domu babci się utrzymujemy. Ja skończyłam właśnie hotelarskie technikum i poszukuję pracy. Poszłam rok wcześniej do szkoły i już mając 19 lat zakończyłam swoją edukację. Nigdy nie lubiłam się uczyć, ale wszyscy twierdzili, ze jestem inteligentna. Kiedyś nawet przez to chciałam iść na studia, ale dałam sobie spokój. Teraz nawet mnie na studia nie stać. Ważne jest, żebyśmy przeżyli.
Nikogo tu nie znamy. Wszyscy znajomi zostali w Stanach. Kontakt nam się urwał. Nawet przed Internet nie mamy jak pogadać. Bo jak? Przecież nas nie stać. Dobrze, że mama nas uczyła polskiego, bo teraz nie mielibyśmy się jak dogadać. Idzie mi coraz lepiej tylko akcent jeszcze pozostaje angielski, ale myślę, że da się to jakoś zmienić.
Miesiąc temu nasze życie chyba w końcu będzie normalnie wyglądało. Podczas leniwego popołudnia, kiedy siedzieliśmy sobie z Dawidem w kuchni i rozmawialiśmy, ktoś zadzwonił do drzwi. Zdziwiło to nas bardzo, bo nikt nas nie odwiedzał. Bo kto? Nie mamy żadnych przyjaciół.
- Dzień dobry. Czy wy jesteście Anastazja i Dawid Jagiellońscy?
- Tak, o co chodzi?
- Nazywam się Marek Bielański. Wiem, że możecie w to nie uwierzyć, ale proszę, wysłuchajcie mnie.
Poparzyłam porozumiewawczo na brata. Oboje równocześnie skinęliśmy do siebie.
- Proszę wejść - powiedziałam zapraszając go gestem ręki.
Usiedliśmy w małym 'salonie' jak można to tak nazwać. Zaparzyłam herbatę i podałam naszemu gościowi.
- Pozwólcie, że wyjaśnię, kim jestem. Jak już wiecie, mam na imie Marek i jestem.. waszym wujkiem.
- Co proszę? - aż się zakrztusiłam.
- Uwierzcie, że sam jestem w szoku. Ale wszystko dokładnie sprawdziłem i tak, zgadza się.
- Ale jak to? Czemu nigdy o panu nie słyszeliśmy?
- Być może dlatego, że kontakt z waszą mamą urwał się nam jak mieliśmy 10 lat. Wtedy nas rozdzielono..
- Nie rozumiem..
- Wasza mama i ja wychowywaliśmy się w domu dziecka - nastąpiła chwila ciszy - Kiedy mieliśmy się w końcu stamtąd wynieść, rodzice zastępczy zdecydowali, że chcą tylko jedno dziecko. I tak Marysia znalazła się tutaj. Ja, gdy ukończyłem 18 lat odszedłem z domu dziecka i założyłem rodzinę. Teraz jestem biznesmenem i mam własną firmę.
Znów nastąpiła niezręczna cisza. Wpatrywałam się w brata, a on we mnie. Czy to prawda? Czy to możliwe, żeby nasza niedawno zmarła babcia zaadoptowała mamę? I czemu nam nikt tego nie powiedział? Ale to by miało sens. To dlatego nikt nigdy nie chciał o tym mówić.
Kilka dni później wszystko wszyscy razem dokładnie sprawdziliśmy i.. rzeczywiście. Pan Marek był naszym wujkiem. Mama pochodziła z domu dziecka, gdzieś spod Krakowa. Czyli, ze jednak mamy jakąś rodzinę. Jak dobrze, że wujek się tym zainteresował i że nas odnalazł !
Widział w jakich warunkach żyjemy. Zaproponował, żebym podjęła u niego pracę. Ma własną firmę rozsianą po całej Polsce. Jeden oddział znajduje się też w Tarnowie. Dopiero zaczynają i potrzebują kelnerki i pokojówki. Chętnie podejmę się obu tych prac. Wszystko, byleby zdobyć jakieś pieniądze. Wujek był bardzo wyrozumiały i już od przyszłego tygodnia będę mogła zacząć.
Miejmy nadzieję, że to koniec złego i początek dobrego.
__
Mało żużlowe, ale to dopiero początek, wprowadzenie :) Tak w ogóle to witam wszystkich serdecznie i mam nadzieje, że tego bloga będziecie odwiedzali tak licznie, jak poprzedniego :) Dodawajcie do obserwowanych i czytajcie :) Życzę miłej lektury i do zobaczenia w następnym rozdziale :)