Ktoś podejmuje decyzję twierdząc, że to dla twojego dobra. Powtarza, że kocha, a jednocześnie okropnie Cię rani. Życzy Ci szczęścia, choć doskonale wie, kto to szczęście jest w stanie Ci dać. Zostawia Cię bezczelnie rzucając "Żegnaj."
Jasne, to takie męskie, że wziął na siebie odpowiedzialność. Że nie pozwolił Ci żyć z myślą "czy dobrze zrobiłam?", bo przecież co byś nie zrobiła, nie wiedziałabyś czy podjęłaś właściwą decyzję. A on bohatersko wziął ten krzyż na swoje barki. Przy czym krzyż symbolizuje tu odpowiedzialność za swoje działania. Nie odbierajcie tego w kategoriach bilbijnych, proszę. A więc...skrzywdził i zostawił. A przecież...to miało być "na zawsze". Najwidoczniej "na zawsze" być nie mogło. Tylko dlaczego nie mogło być chociaż na "prawie zawsze", albo "trochę dłużej niż w rzeczywistości to trwało"? Może "tak być musiało". Gówno prawda, wcale tak być nie musiało. To on postanowił, że tak być ma. A ty, z miłości po prostu nie chciałaś spieprzyć mu planów.
Ale ty nie upadasz, prawda? Chociaż łatwiej odbić się od dna, ty nie pozwalasz sobie na upadek. I uczysz się, żeby następnym razem nie pozwolić nikomu stawać się dla Ciebie całym światem, bo już wiesz, że gdy go tracisz, pozostajesz z niczym.
Pytanie: Dlaczego ktoś, kto wszedł do Twojego życia w nowych butach, pachnących jeszcze nowością, pachnących okropną nową gumą prosto z fabryki, dlaczego ten ktoś zniknął z Twojego życia zostawiając w nim mnóstwo błota i pozostałości po jesiennych liściach?
[..rozdział zamknięty..]
skutek mojej jakże rzadkiej weny twórczej.
Niedziela.
Zapowiada się jakiś rodzinny grill, czy coś.
No, ja bardzo chętnie.
W ogóle to całkiem przyjemny weekend, nieprawdaż?
Staramy się zapomnieć o tym co było i żyć tym co jest teraz.
Trochę to niełatwe, ale jesteśmy silni.
No, to by było na tyle.
Być może odezwę się jeszcze wieczorem.
bartoszewska.