Dawno dawno temu, w gąszczu, buszu, lesie, dżungli, czy cholera wie co to było, pomiędzy złowrogo marszczącymi korę drzewami hasał wesoło Wesoły Słonecznik.
-Nie mogę, moment, pozbieram się pierw- wesoło oznajmił Wesoły Słonecznik.
Zbierał się wesoło, kiedy nagle dostrzegł, że jakieś drzewo mierzy go wzrokiem.
-Nie pasuje ci coś, bucu?! - spytał wesoło i uprzejmie.
-Jak ci nie pasi to przerób się na zapałki- dodał po chwili dalej wesoło pląsając wokół drzew.
Kolejne drzewo, tym razem bardzo skamieniałe wyrzekło:
-Ale ja nie wiem o co ci chodzi, ja w ogóle nie wiem o co komukolwiek chodzi, nigdy nie wiedziałem i chyba nie będę, ale włosy mam 'ok'?
Pytanie zostało bezczelnie, aczkolwiek wesoło przemilczane, gdyż zaczęło się ściemniać i przyszła pora na hazard, wesołe rozmyślania filozoficzne i popcorn. Popcorn był tutaj tylko jednym z wielu dodatków, takim, którym wesoło częstuje się gości gdy nie masz nic innego w domu, takim, który na chama, aczkolwiek wesoło wpycha się ludziom w kinach, którzy gotowi są zapłacić za to grubą kasę i takim, którego nikt nie chce, a każdy może go mieć. Jest przy tym gąbczastym wytworem wesołego szatana, który nie mając nic do roboty stwierdził wesoło, że go wymyśli. Wymyślił go więc i wcisnął drzewom kit, że od tego kora przybiera niezwykłych, wabiących Wesołe Słoneczniki kształtów. Gówno prawda, ale drzewa są ułomne, to uwierzyły.
-Dławię się!- wykrzyczał wesoło niedźwiedź mieszkający bez zameldowania pod jednym z tych drzew.
Wesoły Słonecznik trzasnął go liściem w łeb, żeby się zamknął i nie przeszkadzał.
-Zamknij się i nie przeszkadzaj! - upomniał go wesoło i trzasnął liściem w łeb. Następnie Wesoły Słonecznik dalej tańcował wokół leśnej gęstwiny.
Drzewa były głupie.
Jedno z nich zebrało się w sobie i przerwało falę ciemnoty.
-M=Ec trójkąt- rzekło drzewo, które swoim kształtem przypominało gada wesoło noszącego dom na swoim grzbiecie.
Drzewa wesoło pożerały popcorn, a Słonecznik, jak to Słonecznik, hasał. Hasał, hasał, aż się zmęczył. A kiedy się męczył, to myślał.
-Myślę, więc jestem!- pomyślał i był.
A więc myślał, był, a drzewa zazdrościły. Oj zazdrościły, były. I nic poza tym. Drzewa poza byciem, zazdroszczeniem i gadaniem pierdół nie robiły właściwie nic. Nie piły, nie upijały się, nie miały kaca. Były za głupie na kaca. Ale lubiły za to alkohol. Były również za głupie na przetwarzanie surowców mineralnych, ale to nie powinno nikogo dziwić.
-Światło jest już długo zapalone- wymamrotało jedno drzewo.
-O, a ja myślałem, że to słońce- wesoło choć trochę impertynencko wtrąciło drugie.
Tak wyglądała część filozoficzna conocnych i codziennych spotkań drzew, które odbywały się niezmiennie w tym samym miejscu, jako że drzewa miejsca zmieniać nie mogły. Mógł je za to zmieniać Wesoły Słonecznik. Mógł, ale już nie chciał.
Całe cudowne zakończenie z równie cudownym morałem zepsuła pojawiająca się znikąd Borze rzucając na drzewa i Słonecznika wesołą bombę atomową.
Drzewa rozszarpały się wesoło na strzępy, ich głupota rozsiała się po całym świecie, a Wesoły Słonecznik zniknął bez wesołego śladu. Z kurzu, pyłu, brudu i syfu wyłonił się niczym zmartwychwstały Chrystus nie kto inny jak sam Różowy Wiedźmin, kolejne wcielenie Słonecznika. Bo Słonecznik nie umarł. On żyje w każdym z nas. Zobaczycie, niedługo będzie chodził po wodzie. Może już widzicie go stąpającego po kałużach. No cóż, od czegoś trzeba zacząć.
________________________
Przy współpracy z borzem.