mija już dziesiąty dzień tego roku. podobno jak się zacznie rok, taki on będzie w całości, więc myślę, że jeżeli to prawda, to 2014. będzie wspaniały. mam taką nadzieję.
szybkie podsumowanie '13.
szczerze powiedziawszy już teraz mało co mogę sobie przypomnieć w zimy i wiosny. bylo to takie normalne, nic nadzwyczajnego. do szkoły, ze szkoły. po drodze kilka zawodów, troszkę załamań, ale również wiele wzlotów. chyba nawet wiecej niż upadków. postawiłam sobie jasno określony cel życiowy, wiedziałam co będę robić, miałam zaplanowane najbliższe 10 lat życia. bardzo w siebie wątpiłam, w to, że nie dam rady się dostać do tej szkoły i klasy, w której jestem. jak sobie teraz o tym pomyślę, to dość zabawne to jest, przecież zawsze się dobrze uczyłam. byłam szczęśliwa, kiedy się dowiedziałam, że udało mi się w pierwszym naborze. było to 3. lipca, od tamtego czasu już nie mam problemu z pamięcią;) rekolekcje były.. dość specyficzne. piąta oaza w moim życiu, każda kolejna była tą najlepszą, ale w tym roku nie mogę tego powiedzieć. było dobrze pod względem ludzi, jedna jedyna osoba niesamowicie mi pomogła, dużo ze mną rozmawiała, pozwalała płakać jej w rękaw i jak trzeba było to nakrzyczała. wiem, że to czytasz, wiec dziękuję Ci;* jednak nie przeżyłam tych piętnastu dni tak, jak się spodziewałam. martwiłam sie innymi, wtedy naprawdę nieistotnymi rzeczami. później wyjazd do Hiszpanii, najpiekniejszy czas w moim życiu. mogłabym opowiadać wiele, ale to nie jest potrzebne. jednak to był przełom, zmieniłam siebie, swoje nastawienie do życia i do całego świata. zaczęłam poważniej myśleć, jestem bardziej odpowiedzialna, naprawdę martwię się o przyszłość. co prawda, mam różne odchyły i nadal zdarza mi się zachować jak kompletny dzieciak, ale na szczęście zdarza się to dość rzadko. totalnie zmieniłam otoczenie: nowa szkoła, nowi ludzie. wrzesień i październik były dla mnie strasznie ciężkimi miesiącami. musiałam zaklimatyzować się w nowym miejscu, a wbrew pozorom nie jest to dla mnie łatwe zadanie. na szczęście wtedy była przy mnie jedna osoba, bez której nie wiem czy dałabym radę. a październiku było więcej załamań i zwątpień niż dotychczas. wtedy stałam się dziwnym, wiecznie zdołowanym człowieczkiem, który ma wszystkiego i wszystkich dosyć. na szczęście trwało to tylko miesiąc i znów wróciłam do siebie. jak teraz o tym myślę, to raczej było mi to potrzebne. na pewno było. zrozumiałam wiele rzeczy. ale mniejsza z tym. nastał, listopad, a z nim kolejne zmiany. dobre zmiany;) dwa ostatnie miesiące opisują również mój obecny stan - szczęście. ogormna, nieopisana radość z tego, jak jest. najpiękniejsze jest to, że przyjaciele przez cały czas byli i są przy mnie. dziękuje Wam ;)
siedzę teraz z niesamowitym bólem głowy i denerwującym kaszlem i katarem, miluuusio!
no ale myślę sobie o wszystkim, jest bardzo dobrze. słucham dość przygnębiających piosenek, nie przeszkadza mi to.
śmieszne jest to, że teraz też myślę i zastanawiam się nad przyszłością, ale w całkowicie innym wymiarze, niż te pół roku temu. lubię snuć takie plany, muszę przyznać. mam ogromną nadzieję, że one kiedyś dojdą do skutku przynajmniej w jakimś stopniu. ;) chciałabym wstawić tu tyle fragmentów piosenek, że nie potrafię ich zliczyć!
zdjęcie nie jest mojego autorstwa, podkradzione;)
jestem jednak z nim tak emocjonalnie związana, jak z malo którym. miejsce, które zapamiętam, mam nadzieję, na zawsze. gdy na nie patrzę czuję przyjemne ciepło w sercu, przypominam sobie jak wtedy cudownie przypiekało słońce i jak poznałam Ciebie;)
taka sobie krótka notka.
muse - neutron star collision